Twierdzi pan, że nikt z decydentów, podejmując decyzję o odwołaniu szefowej skierniewickiego szpitala, nie wysłuchał argumentów ani Pana, ani dyrektor Krulik.
– Tak to odbieram. Miały polecieć głowy i poleciały. To przykre, bo jechałem rozmawiać z ministrem Bartoszem Arłukowiczem jak lekarz z lekarzem. I niedorzeczne, bo dyrektor szpitala zostaje odwołana tylko dlatego, że działała zgodnie z przepisami. Jeśli są one absurdalne – a są – to niech urzędnicy wezmą się za ich zmianę.
Czyli uważa Pan, że decyzja Zarządu Województwa Łódzkiego została podjęta pod presją?
– Tak. Uważam, że należałoby przeanalizować cały system, w jakim my, lekarze, działamy i opracować go raz jeszcze. Istotne są również nasze ograniczenia finansowe. Uważam też, że zrobiła się burza z niczego, gdyż 89-letnia pacjentka cały czas była pod opieką doświadczonego anestezjologa i miała wykonane wszystkie najważniejsze badania.
Lekarze i kadra kierownicza bronią dyrektor Grażyny Krulik.
– Tak, bo uważamy, że do czasu wyników kontroli powinna być zawieszona. Tymczasem pani dyrektor, zwykle bardzo wysoko oceniana przez Urząd Marszałkowski w Łodzi, z godziny na godzinę zostaje odwołana. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Mam nadzieję na merytoryczną ocenę kontrolerów z NFZ, resortu zdrowia oraz urzędów: marszałkowskiego i wojewódzkiego.
Co, Pana zdaniem, jest obecnie największym problemem jeśli chodzi o pomoc medyczną?
– Nie chodzi o to, aby bezpiecznie przyjąć pacjenta do szpitala – to nie problem położyć człowieka na oddziale i oddać go pod opiekę fachowców. Problemem jest bezpiecznie pacjenta NIE PRZYJĄĆ.
Co to znaczy?
– Zwykle osoba, która nie domaga, chodzi od lekarza do lekarza, by się przebadać. Wykonuje najprzeróżniejsze badania, rentgen, tomograf, rezonans, itd. – to wszystko trwa, czasem tygodniami lub miesiącami. Tymczasem jak ktoś trafia na SOR ma te wszystkie badania wykonane od ręki. Oczywiście trwa to w czasie, czasem nawet 5-6 godzin. Pacjenci jednak i tak narzekają, że muszą długo w izbie przyjęć czekać... Wracając do bezpiecznego NIEPRZYJĘCIA pacjenta – chodzi o to, by go na tyle szybko i dokładnie zdiagnozować, aby lekarz mógł wziąć odpowiedzialność za decyzję o odesłaniu go do domu. To duża sztuka.
Ale faktem jest, że w izbie przyjęć długo się czeka.
– Zgodnie wymogami NFZ na SOR-ze może pracować tylko jeden zespół, czyli jeden lekarz i jedna pielęgniarka. Tymczasem w nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej wymaga się dwóch zespołów! Z panią dyrektor ustaliliśmy, że na SOR-ze będą jednak dwa zespoły, bo można sobie wyobrazić co by było, gdybyśmy znów działali zgodnie z przepisami NFZ i oddelegowali tam do pracy jednego lekarza! A może należałoby te proporcje jakoś odwrócić? SOR to serce szpitala. Kontakt z nim decyduje o wizerunku całego szpitala. A tymczasem tam idą mniejsze pieniądze niż na NPL. Tak naprawdę SOR-y tylko generują koszty, każdy szpital chętnie by się ich pozbył.
Jak by Pan usprawnił system?
– Może warto – zamiast budować chodniki na osiedlu każąc chodzić po nich ludziom – przypatrzeć się, w jaki sposób ci ludzie chodzą. I dopiero tropem tych przetartych ścieżek budować chodniki – czyli przepisy. Tymczasem obecnie prawo piszą urzędnicy zza biurek.
Czy zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec ortopedy, który – Pana zdaniem – podjął dość dyskusyjną decyzję o wezwaniu karetki z Łodzi do przewiezienia pacjentki z jednego szpitalnego oddziału na drugi?
– Nie, bo to nie jest mój podwładny. Usługi na ortopedii świadczy firma, która wygrała kontrakt i lekarze tam zatrudnieni nie są naszymi pracownikami.
Będzie Pan startował w konkursie na dyrektora skierniewickiego szpitala?
– Zbyt mocno kocham swoją żonę (śmiech). Choć oczywiście lekarzem będę zawsze, to moje powołanie.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?