Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziadek zmarł, gdy czekał na karetkę...

Anna Wiśnik
Anna Wiśnik
Po tym, gdy jako pierwsi opisaliśmy historię pana Adama, który zmarł w poniedziałek przed skierniewickim szpitalem, do naszej redakcji zaczęli zgłaszać się Czytelnicy przeżywający podobne dramaty.

Okazało się, że oprócz sprawy pana Adama, w skierniewickiej prokuraturze trwa również postępowanie dotyczące śmierci pana Władysława. Mężczyzna zmarł w skierniewickim szpitalu 19 czerwca, w dniu wypisu. 


- W styczniu dziadek trafił do szpitala na oddział wewnętrzny. Miał problemy z płucami, zbierała mu się w organizmie woda - mówi Pan Marcin, wnuczek zmarłego. - Jego stan pogarszał się, więc przeniesiono go na OIOM. Gdy nastąpiła poprawa, wrócił na oddział wewnętrzny. I tak to było kilka razy - opowiada mężczyzna. 
Zdaniem lekarzy, stan pana Władysława wymagał podawania mu stale tlenu. 
- Gdy raz dziadek sam odłączył się od aparatury, okazało się, że oddycha samodzielnie. Wtedy nabraliśmy podejrzeń, że opieka w szpitalu nie jest do końca rzetelna - uważa pan Marcin. 
Mijały tygodnie, pacjent powoli wracał do zdrowia. Tydzień temu podjęto decyzję o wypisaniu go do domu. 
- Uznano, że stan zdrowia na to pozwala i 19 czerwca, około godziny 15, dziadek miał przyjechać do domu karetką - wspomina wnuczek. 
Rodzina czekała kilka godzin, ale dziadek nie przyjechał. 
- Zmarł na oddziale, czekając na karetkę. Niczego więcej nie chciano nam powiedzieć. Lekarze nabrali wody w usta - twierdzi mężczyzna.


Rodzina skierowała sprawę do prokuratury. 
- Uważamy, że prawdopodobnie doszło do zaniedbania ze strony szpitala - mówi pan Marcin. - Skoro zdecydowano się go wypisać, jego stan musiał być zadowalający. To dlaczego zmarł, i to tak, że nikt nie zna okoliczności ani przyczyn?


- 20 czerwca do prokuratury wpłynęło zawiadomienie od rodziny w tej sprawie - potwierdza prokurator Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Dzień później zabezpieczono ciało, a wczoraj odbyła się sekcja zwłok. Obraz sekcyjny nie dostarczył biegłym podstaw do orzeczenia przyczyn zgonu. Niezbędne będą więc szczegółowe badania histopatologiczne - wyjaśnia prokurator. 
Wczoraj odbyła się także sekcja zwłok zmarłego w poniedziałek pana Adama. Wyniki poznamy w najbliższych dniach.

Podobnych historii opowiedziało nam więcej Czytelników.

– Od wielu lat choruję na kamicę nerek. W czasie ciąży ataki kolki bardzo się nasilały – opowiada pani Anna. – W czasie trwania jednego z takich ataków, ból był tak silny, że mąż zawiózł mnie do szpitala na izbę przyjęć. Odesłano nas wówczas do NPL po skierowanie – opowiada kobieta. Gdy za kilka dni ataki się powtórzyły, były tak silne, że mąż pani Anny niepokojąc się stanem żony i dziecka, wezwał karetkę. – Zadecydowano, że należy mnie zabrać do szpitala. Kiedy się wzbraniałam, jeden z sanitariuszy powiedział, że jeśli przyjadę karetką to mnie przyjmą, a jak za kilka godzin nie wytrzymam z bólu i postanowię jechać sama to odsiedzę parę godzin na izbie a i tak pewnie wyślą mnie rano do lekarza prowadzącego ciążę.

Złe wspomnienia z izby przyjęć ma także pan Tomasz (nazwisko do wiadomości redakcji), który przez trzy godziny walczył z personelem o ratunek dla teścia, którego przywieziono po udarze mózgu. – W takich sytuacjach liczy się każda minuta a oni nam opowiadali bzdury i kłamali, że nie ma wyników badań, bo chyba nikomu nie chciało się po nie iść. Oczywiście pytali też o skierowanie – wspomina mężczyzna. – Żona interweniowała u dyrektora ds. medycznych, sugerując, że jeśli nic się nie poprawi zabierze ojca do szpitala w Gordzisku Mazowieckim. To tylko pogorszyło sprawę.

Słysząc to, jeden z sanitariuszy poradził rodzinie pana Tomasza, by w miarę możliwości zabrali chorego do Grodziska. – Powiedział nam, że w tym szpitalu to ludzie mogą się tylko urodzić albo umrzeć – opowiada pan Tomasz.

W czasie tego długiego pobytu na izbie przyjęć nasz Czytelnik napatrzył się też na sporo skandalicznych sytuacji. – Przyszła starsza pani, mieszkanka Kamionu z nogą do zszycia, którą pielęgniarka odesłała po skierowanie do przychodni oraz chłopak ze złamaną nogą, którego potraktowano podobnie. – Gdy młody człowiek dziwił się po co ma iść do przychodni, skoro tam nie zrobią mu prześwietlenia, ta sama pielęgniarka zapytała go skąd to wie, skoro nie jest lekarzem – wspomina.

Na historie naszych Czytelników czekamy na - [email protected]

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto