18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bal noworoczny w Maratonie to porażka?

Agnieszka Kubik
Uczestnicy balu sylwestrowego, który odbył się w centrum konferencyjno-rozrywkowym Maraton w Skierniewicach, czują się zdegustowani i oszukani. – Takiej masakry dawno nie przeżyłam – mówi pani Katarzyna, jedna z uczestniczek noworocznej imprezy. – To jedna z nielicznych zabaw, z której wyszłam po prostu... głodna! – Ludzie walczyli o jedzenie! – dodaje zdenerwowany pan Piotrek. – Około godziny 22 tzw. stół szwedzki świecił pustkami!

Balowicze zbulwersowani są złą organizacją imprezy, niewystarczającą liczbą personelu w stosunku do 340 bawiących się osób oraz brakiem jedzenia, od którego przecież powinny się uginać noworoczne stoły.


- Na pierwsze danie była bardzo mała porcja zupki warzywnej - opowiada pani Anna. - Każdy czekał jednak na kolejne danie, ufając, że będzie bardziej syte. Gdy na talerzu zobaczyłam małą rybkę owiniętą chyba w pora, zapytałam, czy to jest przystawka... 


Uczestnicy relacjonują, że w tym momencie ktoś rzucił hasło, że więcej dań to już nie będzie. Ludzie rzucili się do szwedzkiego stołu. W ciągu kilku minut pozostali balowicze zobaczyli... sam obrus. Przystawki, sałatki, dania główne, ciasta, desery - wszystko zostało przeniesione na indywidualne stoliki. - Zastanawiałam się, czy to się dzieje naprawdę, ludzi ogarnęła jakaś panika! - mówi dalej pani Anna. - Z drugiej strony, nie ma się co dziwić: ledwie bal się zaczął, a już nie było co jeść.


Część uczestników, pani Anna opowiada, że około 20, poszło do właściciela. Po dłuższej rozmowie otrzymali zwrot pieniędzy i wyszli z balu. - Mało brakowało, a też bym z mężem i znajomymi wyszła - dodaje pani Anna. - Ale co mieliśmy robić? W domowej lodówce mieliśmy tylko gulasz...


Konstanty Marat, właściciel centrum twierdzi, że nigdy - a imprezy, w tym bale sylwestrowe, organizuje od lat - podobnej sytuacji nie przeżył. Przyznaje też, że Bal Noworoczny 2012 to porażka. 
- Wkradła się rutyna. Akceptując menu byłem przekonany, że ryba owinięta w bakłażana lub cukinię będzie tylko jednym z elementów dania, a nie daniem jedynym - mówi Konstanty Marat. - Daleko idące konsekwencje wobec szefowej kuchni oraz personelu na pewno zostaną wyciągnięte. Po wtóre, przy tak dużych imprezach nie można stawiać na stół szwedzki. Tymczasem zostało ustalone, że dwa główne dania będą podane do stołów, dwa kolejne będzie można zjeść na zasadzie szwedzkiego stołu. To był błąd.


Organizator chciał go naprawić. Obdzwonił nocą hurtowników i cukiernika, chcąc uzupełnić menu. - Ale zadziałał efekt śnieżnej kuli, część uczestników, głównie grupa z Łowicza i Żyrardowa, była bardzo agresywna - mówi. - Zwróciłem im pieniądze, a oni wyszli. Reszta bawiła się do rana. W ramach rekompensaty ad hoc zorganizowałem też dla uczestników 1,5-godzinny występ grupy Semafor. Chciałbym też wszystkich przeprosić za całą zaistniałą sytuację.

Balowicze będą się domagać odszkodowania, nie wykluczają też drogi sądowej.

- Jestem otwarty, zależy mi na polubownym załatwieniu tej sprawy - kwituje Konstanty Marat. 


Bal kosztował 350 zł od pary.

Relacje uczestników balu:

Piotr:
Jestem jedną z osób, która była na imprezie "Sylwester 2012" w Maraton Centrum Konferencyjno Rozrywkowe. (...) Ludzie czują się oszukani. Około godziny 22.00 nie było już jedzenia na tzw. "szwedzkim stole". Podano jedynie filiżankę zupki, jakąś małą rybkę i około 1 w nocy ziemniaki z kawałkiem mięsa. Ludzie wprost walczyli o jedzenie.Tak, walczyli!!!!


Moim zdaniem ilość przygotowanego jedzenia nie była wystarczająca dla wszystkich gości. 
Na pewno doszło do tego, że kilka par wywalczyło zwrot 350 zł i została wyproszonych. Inni już nie dostali ani grosza (skończyły się im chyba pieniądze).


W Maratonie byłem już czwarty raz. W poprzednich latach sytuacja się taka nie zdarzyła. Mam nadzieję, że właściciel na tyle poczuje się do winy i uwzględni reklamację oraz odda pieniądze.

Dawid:
Sylwester w Maratonie okazał się koszmarem. Najpierw podano ze 150 ml zupy, później jakąś rybę zawiniętą w zielsko i obok rzeżucha, może z 100 gram wszystko ważyło. Po spróbowaniu, bo to nie było jedzenie (aczkolwiek niby było danie główne), nadszedł czas na szwedzki stół. Przez 1,5 godziny podchodziliśmy w 8 osób, ale albo było jedzenie (flaki i jakaś zupa), a nie było w co nalać, albo były naczynia, zup nie było.

Pani, bodajże menadżer, zdziwiona pytała: "znowu się państwo nie dostali?"oczywiście była to reakcja po naszych kilku skargach na ten bałagan. Koło godziny 22 nadszedł czas na rozmowę z uśmiechniętym po uszy właścicielem. Na wiadomość że jesteśmy głodni, usłyszeliśmy, że szwedzki stół to był błąd, i że zaraz jedzenie będzie. Po kilku minutach coś donieśli, ale zanim doszliśmy z garnuszkami w ręku, jedzenia już nie było.

Miarka się przebrała i poszliśmy większą grupą (ludzie ze stolika obok i nasza 8 osobowa paczka) po zwrot pieniędzy. Po długich kłótniach i proszeniu, pierwsze 6 par otrzymało po 350zł (gdyż właściciel przestraszył się postury Pana i słów,że rozniesie zaraz ten b...)

Otrzymali kasę i właściciel kazał im szybko opuścić lokal. My nadal czekaliśmy. Słyszeliśmy tylko,że może dać na początku 250zł. Nie zgodziliśmy się. Później już proponował 175zł (było cały czas przed północą), a jak nie to słyszeliśmy"proszę iść się bawić", bo tylko to zostało, o jedzeniu nie było mowy.

W między czasie chyba 5 par wzięło po 175 zł za parę zwrotu i wyszli. Ponownie chodzimy za właścicielem, jak bezdomni prosząc o chleb. Usłyszeliśmy"nie mam już pieniędzy". Wreszcie chcieliśmy mieć to za sobą, skoro nie ma pieniędzy, to wracamy do domu, bo tak głodni byliśmy i zmęczeni.

Wybiła północ, a my bez szampana sterczeliśmy cały czas przy szatni czekając na właściciela. Przyszedł i chcieliśmy złożyć pisemną skargę w księdze zażaleń, której w restauracji nie było. Więc na odczepne dostaliśmy pisemne oświadczenie o zwrocie pieniędzy ale tylko 175 zł za parę - wybór był taki: albo pismo i do domu, albo co?"idźcie się bawić".

Żart. Wyrwaliśmy kartkę i do szatni, była godzina 24.30. Nagraliśmy jak pisze na oświadczenie i kazał się zgłosić po odbiór pieniędzy za kilka dni.


Taki udany sylwester był w Maratonie.

Kamil Z.:
Na sylwestra wybrałem się z dziewczyna i grupą znajomych. Ogólnie mieliśmy osobny stolik dla 4 par. Mniej więcej w godzinie 21 podano nam pierwsze danie. Była nim "wyśmienita" zupka. Ale nic... Każdy uważał że kolejne będzie lepsze. Jakże się myliliśmy... Dostaliśmy "coś" zwiniętego z garstką zieleniny. Zjedliśmy bo byliśmy głodni.

W stoliku obok jeden z panów powiedział do kelnera : "daj szefowi niech się naje" i nie przyjął tego jakże "popisowego" dania. Następnie na odstrzał poszedł stół szwedzki. Kto dostał jako pierwszy to drugie danie to szybciutko gnał do szwedzkiego. Niestety, my byliśmy gdzieś pod sam koniec, zatem jak doszliśmy do stołu szwedzkiego to nie było co zbierać. Nawet chleba zabrakło. Bo ludzie brali wszystko... To wyglądało jak walka o jedzenie. Gorzej jak za komuny.

Minęło 15 minut, kelnerzy zaczęli donosić nowe dania na stół szwedzki. Ludzie brali póki jeszcze ciepłe, lecz tym razem udało się wziąć trochę winogrona. Czekaliśmy cierpliwie aż znowu coś podadzą. I owszem podali zupę... Ale i tu nie obyło się bez problemów...

Kolejka do zupy ogromna więc musiało braknąć misek. Staliśmy cierpliwie dalej aż doczekaliśmy się misek. i wtedy oto zabrakło zupy w garnkach... tego nie wytrzymaliśmy poszliśmy na skargę.. i co ? Olewka totalna. Chodziliśmy za właścicielem jakieś 2 godziny i nie chciał oddać pieniędzy. Wiem że jednemu ze stołów (było tam chyba 8 par) szef zwrócił gotówkę. Toteż postanowiliśmy opuścić Maraton...

Paulina:
Pomijając wielkość porcji serwowanych przez kelnerów dań i smak potraw, największe zastrzeżenia zgłaszamy co do ilości podanego jedzenia., a w zasadzie jego brak. Wraz z mężem stałam kilkakrotnie w kolejce po jedzenie do tzw. szwedzkiego stołu. Niestety, siedząc na końcu sali nie byliśmy w stanie 'dobiec' do stołu przed innymi konsumentami. Skutkowało to kilkugodzinnym głodem i złym samopoczuciem. Zdecydowaliśmy się ostatni raz spróbować 'zdobyć' jakiekolwiek pożywienie, niestety wtedy zabrakło naczyń. Po moich wielokrotnych interwencjach doniesiono naczynia, lecz niestety zabrakło jedzenia. Rozczarowani wraz z innymi gośćmi postanowiliśmy interweniować po raz kolejny. Niestety nie przyniosło to spodziewanego efektu.

Ponownie zażądałam zwrotu poniesionych kosztów. Niestety Pan Marat zwodził wszystkich niezadowolonych i domagających się swoich praw gości i obiecywał posiłki. Jednakże jedzenie nie pojawiło się na stole. Wraz z innymi gości udałam się do Pana Marata żądając zwrotu poniesionych kosztów. Po pertraktacjach poprosił nas o zejście do szatni, obiecał zwrot gotówki , a my zobowiązaliśmy się do opuszczenia lokalu. Zaznaczam, iż po raz pierwszy udałam się do Pana Marata żądając zwrotu kosztów po godzinie 21, a moja decyzja była następstwem uprzednio podejmowanych prób, wręcz proszenia o otrzymanie posiłku. Poinformowałam Pana Marata, iż traktuje ludzi jak 'bydło', że czujemy się jak bezdomni proszący o jedzenie i stojący po nie w kolejce, a cały bal to kpina i żenada. Pan Marat uśmiechając się zignorował te słowa, a także uwagi innych gości twierdząc, że jesteśmy za młodzi na takie spostrzeżenia.

Wraz z mężem wielokrotnie byliśmy świadkami zgłaszanych do Pana Marata skarg, bez oczekiwanego efektu. W szatni czekaliśmy bardzo długo na pojawienie się Pana Marata, który oznajmił, iż pieniędzy nie będzie. Poczuliśmy się oszukani, wtedy kilku Panów poszło za Panem Maratem i w ostrzejszy sposób powiedziało, co myśli o tej imprezie żądając przy tym zwrotu kosztów. Kilka par odzyskało całkowity zwrot kosztów, niestety pozostałe pary dalej czekały w szatni na powrót Pana Marata i obiecane pieniądze. Kiedy jedna z osób, który odzyskały 350 zł, podeszła do Pana Marata i zapytała, dlaczego nie wypłaca pieniędzy wszystkim osobom, które zeszły do szatni, Pan Marat zapytał się "co pan tu jeszcze robi? Dostał pan pieniądze, proszę wyjść".

Wygląda to tak, jakby płacono komuś za milczenie. Postanowiliśmy nie opuszczać lokalu i nadal domagaliśmy się swoich praw wraz z innymi uczestnikami tejże imprezy. Nie wiedząc, że już zaczął się Nowy Rok, spędziliśmy czas w szatni czekając na Pana Marata. Po kolejnej interwencji zostaliśmy zaproszeni do gabinetu szanownego Pana, który obiecał zwrot połowy poniesionych kosztów, tj. 175 zł. Po odbiór pieniędzy kazał zgłosić się 3 stycznia. Zapisał nasze nazwiska na kartce, w której jesteśmy posiadaniu.

Kiedy poprosiłam o udostępnienie księgi zażaleń powiedziano mi, że czegoś takiego nie ma. Poinformowałam Pana Marata, iż żądam potwierdzenia złożonych przeze mnie skarg na piśmie, niestety Pan Marat wymigał się również od tego. Nie zgodziliśmy się na zaproponowaną przez Pana Marata kwotę, żądając pełnego zwrotu kosztów. Uprzejmie informujemy, iż wraz z pozostałymi gośćmi chcemy złożyć pozew zbiorowy i będziemy domagać się również zadośćuczynienia za poniesione przez nas straty i zrujnowanego Sylwestra.

Anna:
Jestem potwornie zbulwersowana zachowaniem organizatorów "niezapomnianej" imprezy, jaką był Sylwester w Maratonie 2012/13.
Sama impreza wiadomo jak wyglądała...potwierdzam wszystko: brak jedzenie i skandaliczne zachowanie pana Marata, który na skargi i pytania uczestników felernego balu, wzruszał ramionami a w odpowiedzi słyszeliśmy "że inni goście zjedli nasze porcje"...to było bardzo poniżające i uwłaczające dla uczestników owej imprezy.

Niestety, ja również byłam na tejże imprezie.

Nadmieniam, że mam 41 lat i nie jestem jakąś gówniarą czy podlotkiem aby traktować mnie ten sposób. To co przeżyłam to jakiś koszmar...ze mną były jeszcze 4 pary.
W efekcie zapłaciliśmy 1750 zł i nasz stolik świecił pustkami cały czas...to było żenujące...na stole był tylko alkohol i trochę napoi...
Jednak jak się okazuje nie to było najgorsze w tym wszystkim...
Postanowiliśmy wspólnie z przyjaciółmi, że zwyczajnie złożymy reklamację na niewywiązanie się do końca z umowy usługi jaką zawarliśmy z K.Marat "Koma"...(chodziło o częściowy zwrot kosztów).

Napisaliśmy reklamację.

04.01.2012 pojechałam do siedziby Centrum Konferencyjno-Rozrywkowego "Maraton" mieszczącego się przy ulicy Sobieskiego (gdzie w listopadzie wpłacałam pieniądze w kwocie 1750 zł za w/w bal i skąd mam potwierdzenie wpłaty oraz paragon fiskalny) i usłyszałam od bardzo nieprzyjemnego pana siedzącego na recepcji, że reklamacji nie przyjmie.
Zdziwienie moje było wielkie, bo jakże można nie przyjąć pisemnej reklamacji...zażądałam, aby skontaktował mnie z właścicielem...i tu również odmowa...

Stwierdziłam, że pieniądze zostały tutaj przyjęte i tutaj powinna zostać przyjęta reklamacja...niestety, beton i stwierdzenie, abym to ja sama poszukała sobie właściciela gdzie indziej...
Zdenerwował mnie ten człowiek bardzo...był chamski, arogancki i nic do niego nie docierało. Na koniec usłyszałam najlepsze..."że on wie dlaczego jedzenia brakło...skoro była tam taka hołota"!!!
Super...świadkami tej miłej wypowiedzi świadczącej o wykształceniu pana z recepcji była moja koleżanka-również uczestniczka "wspaniałego" balu i...moja 10-letnia córka.

Odpowiedziałam mu tym samym, że sam jest hołotą...a wtedy usłyszałam, żebym go nie obrażała bo wezwie ochronę...
Nic dodać, nic ująć...może poza jednym co przychodzi mi na myśl...taki cytat z "Kariery Nikodema Dyzmy"..."cham sądem straszy".

Ocenę tej sytuacji pozostawiam bez komentarza...może tylko taki malutki...a ponoć p.Marat na łamach mediów (ITS)chciał się dogadywać z ludźmi polubownie.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto