Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spółki kolejowe mają nas, pasażerów, głęboko w nosie [LIST CZYTELNIKA]

Czytelnik
arch.polskapress
Drogi ITS-e, piszę do Was, by opisać absurd w naszym kraju, który dotyka codziennie wielu ludzi. Niejedna mądra głowa próbowała go logicznie opisać, licząc, że sprowokuje to jakieś zmiany na lepsze - i poległa na tym zadaniu. Bezsens zaś hula w codziennym życiu dalej, ku uciesze tych, co na tym zarabiają.

Normalnie każda zdrowa instytucja, która żyje dzięki klientom dba o nich, pyta w ankietach, co jest dla nich ważne, stawia na pierwszym miejscu ich życzenia i pracuje nieustająco nad tym, by ich zadowolenie ulegało ciągłej poprawie, a ich liczba stale rosła.
Każda instytucja - ale nie grupa spółek, które czują się monopolistami na rynku, chronione częściowo przez nasze państwo. Mam oczywiście na myśli spółki kolejowe.

Poruszam ten temat w nadziei, że może tym razem, za pośrednictwem Waszej gazety, dotrze on do decydentów instytucji sprawujących nadzór, Rzecznika Praw Konsumenckich lub Obywatelskich, bo jako udręczony pasażer z musu, już dłużej zdzierżyć nie mogę w tej bezsensownej bezradności.

Skąd się ona bierze? Kilka faktów z życia pasażera korzystającego z usług kolei z biletem miesięcznym:
1. Bilet - nie można kupić jednego biletu na wszystkie pociągi na danej trasie. Każda spółka ma swój i może łączyć go według swojego uznania z niektórymi innymi spółkami. Bilet na pociąg pospieszny nie obowiązuje w pociągu osobowym innej spółki na tej samej trasie. Efektem może być nóż na gardle w postaci jednego pociągu danej spółki co kilka godzin, przy trasie np. 40 -minutowej. W efekcie, mając kupiony już bilet miesięczny za np. 300 zł, jak pasażerowi ucieknie pociąg i ma czekać 3 godziny, to kupi bilet dodatkowy, na najbliższy pociąg innej spółki i jest to dla niej dodatkowy zysk. Spółki kolejowe nie mają interesu, by to zmieniać, bo na tym zarabiają. Zadowolenie pasażera? Ten i tak nie ma wyboru, bo tory są jedne.

2. Spóźnienia - pociągi spóźniają się irytująco notorycznie. Są to spóźnienia pilnie kontrolowane co do długości , a więc do godziny czasu, za które w naszym kraju kolej nie musi płacić odszkodowań pasażerom, wystarczy że usłyszą oni automatyczną formułkę: „za spóźnienie pociągu przepraszamy”. To, że ktoś musi być na daną godzinę w pracy, by wypracować przepisowe 8 h i potem zdążyć na jedyny na trzy godziny pociąg powrotny, to już nie ma znaczenia, przecież i tak pojedzie, a straty finansowej żadnej. Podróż, która powinna trwać 40 minut, często przeciąga się do kilku godzin. I pomyśleć, że cała kolej ma w ciągu roku minutowe spóźnienia... U nas taka norma jest przekraczana pewnie w ciągu pierwszych kilku minut danego roku (sic!).

3. Rozkład jazdy - zmieniany co kilka miesięcy na złość pasażerom. Wszystko jest wywracane do góry nogami, pociągi, które pasowały znikają, pojawiają się nowe w niedopasowanych godzinach i innych spółek. Jaki kupić tym razem bilet? Pasażerowie mają istną łamigłówkę. Kolej dba o to, by ćwiczyli szare komórki, bo rozkład dopasowuje nie pod życzenie pasażera, a pod wewnętrzne wymogi i uwarunkowania infrastruktury kolejowej. Logiczne wytłumaczenie, uzasadniane jak najbardziej merytorycznie, oczywiście zawsze się znajdzie.

4. Siatka połączeń - w dobie komputerów kompletnie nijak się ma do rzeczywistości. Pociągi przyjeżdżają na stacje i bezsilny pasażer widzi z okna, jak mu ucieka pociąg z sąsiedniego peronu, do którego chciał się przesiąść, albo autobus miejski odjeżdża właśnie z przystanku. To norma!
A gdyby tak uruchomić program na komputerze dopasowujący godzinny przyjazdu pociągów do rozkładu autobusów MPK lub innych pociągów, na które pasażerowie jadący dalej się przesiadają? Po co? To wymagałoby trochę więcej zachodu w interesie pasażera. Nie ma powodu się trudzić, przecież i tak jego skargi utoną w morzu biurokracji spółek kolejowych i wszystko jak zwykle rozejdzie się po kościach. Pasażer nic nam nie może zrobić.

5. Awaryjność pociągów - nieustająca. Ostatnio widziałem jak trzech konduktorów musiało zamykać automatyczne drzwi na każdej stacji, by pociąg w ogóle jechał. Przy czym jeden musiał wychodzić na torowisko i z zewnątrz dociskać drzwi, a za plecami miał sąsiedni tor. W zeszłym tygodniu, gdy poirytowany zapytałem konduktora, dlaczego na stację początkową przyjechał pociąg spóźniony już 20 minut, usłyszałem, że zamarzły mu hamulce, a w nocy raptem było - 5 stopni!

6. Prędkość - po remoncie torów, które teraz są spawane, a nie łączone śrubami i leżą na super wytrzymałych betonowych podkładach, pociągi miały jeździć z prędkościami 200 km/ h, a w rzeczywistości przekraczają ledwo 100km/h. Częste zwalnianie do 40 km/h to norma i zawsze się znajdzie wytłumaczenie - remont nowych torów, przejazd kolejowy nie do końca bezpieczny, itp.
Nie chcę nudzić czytelnika problemami pasażera, powiem tylko, że chce mi się wyć z codziennej bezsilności , a dojeżdżam raptem tylko 60 km.

Czy jest ktoś w tym kraju, kto może ukrócić samowolę spółek kolejowych, zmusić je do współpracy dla dobra pasażera?
Mamy prawo do tego by można było kupić jeden bilet miesięczny, trasowany, na wszystkie pociągi. To spółki kolejowe powinny znaleźć sposób, by odpowiednio dzielić się zyskami! Brak takiego mechanizmu, to rabowanie pasażerów w czystej formie, brak jego poszanowania i bezczelność!

Przecież są już kody kreskowe na biletach i pieniądze mogą trafiać w odpowiednie miejsce. Same spółki zarabiają krocie codziennie na tym, że pasażerowie muszą kupować dodatkowe bilety, bo komuś uciekł pociąg, a następnym, na posiadany bilet miesięczny nie może pojechać.

Dlaczego to pasażer musi cierpieć na tym, że ktoś zafundował nam rozmnożenie spółek kolejowych po agonii państwowej PKP?
Wiele spółek, to dobrze znana w komunie odpowiedzialność zbiorowa, czyli brak odpowiedzialności! Ale także blokowanie konkurencji, zero zmian dla pasażera, wielki chaos.

A to pasażer powinien być przede wszystkim na pierwszym miejscu! Tu tak nie jest, bo co z tego, że te spółki udają , że są prywatne, gdy zarządy działają tak, aby im było dobrze, nie troszczą się o pasażera. Są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Skargi trafiają w próżnię. Związki zawodowe są silne i blokują jakiekolwiek zmiany, koszty pracy i przywileje pracowników są ogromne. W efekcie bilety ciągle drożeją, rozkłady ciągle się zmieniają, składy kolejowe ciągle psują. Co tam, że pasażer cierpi. Ważne, że każdy ma dużo roboty, bo w tym kolejowym super chaosie opłaca się tkwić, a pasażer i tak nie ma wyjścia. Opłaca się blokować zagraniczną konkurencję, bo wtedy, nie daj Bóg, trzeba by było się zreformować i można stracić wygodny stołek. A gdzie jest pasażer? On zostanie, położy uszy po sobie, bo skargi nic nie dają, tory są jedne, należą do kolegów z sąsiedniej spółki i biznes się kreci ku samozadowoleniu prezesów spółek.
Mam nadzieję, że to, co napisałem komuś otworzy oczy na to bezprawie. A może jak zwykle tekst trafi w medialną próżnię? No bo po co rozwiązywać ten „węzeł gordyjski”. Tam na górze zarabia się dobrze i nie jeździ się pociągami, i wszystko wygląda idealnie.

Sama kolej też mydli oczy wszystkim w swojej egoistycznej propagandzie i reklamowaniu wspaniałych biletów rodzinnych i weekendowych. Jak ktoś raz na rok się skusi, to przecież problemu nie zauważy. Raz na rok pociąg może się spóźnić lub zepsuć.
Czytelnik (dane do wiad.red.)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto