Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skierniewiczanin walczy o wypłatę odszkodowania z firmą Wod-Kan

Tomasz Imiński
To zdjęcie wykonano 31 lipca, dzień po zdarzeniu
To zdjęcie wykonano 31 lipca, dzień po zdarzeniu Archiwum czytelnika
Pan Robert ze Skierniewic już trzy miesiące toczy boje z spółką miejską Wod-Kan, która w lipcu naprawiała studzienkę kanalizacyjną na ulicy Sobieskiego. Studzienka stała się powodem uszkodzenia przez naszego Czytelnika dwóch tłumików w samochodzie.

Początkowo wydawało się, że sprawa zostanie załatwiona po myśli poszkodowanego. Sporządzono już nawet kosztorys naprawy. Potem pan Robert otrzymał jednak informację, że pieniądze nie zostaną wypłacone. Dlaczego? Wod-Kan uznał, że nie może odpowiadać za szkodę, gdyż feralna studzienka została naprawiona... dwa dni przed zdarzeniem. Zdjęcia nadesłane nam przez Czytelnika pokazują jednak coś zupełnie innego. Kto ma rację?

Do zdarzenia doszło 30 lipca, tuż przed godziną 22. Pan Robert wracał z rodziną do domu. Jadąc ulicą Sobieskiego w ostatniej chwili zauważył remontowaną studzienkę.
- Nie mogłem jej już ominąć, więc spróbowałem wziąć środkiem. Wtedy rozległ się zgrzyt - mówi. - Gdy zorientowałem się, że uszkodziłem układ wydechowy, zgłosiłem sprawę policji. Okazało się, że remontowana przez Wod-Kan studzienka nie była właściwie oznakowana. Brakowało górnej części znaku informującej o niebezpieczeństwie. Na asfalcie była tylko jego podstawa, na którą najechałem. Dopiero po interwencji policjantów studzienka została właściwie oznakowana.

Poszkodowany napisał pismo do Wod-Kan, wnioskując o 300 zł odszkodowania.
- Mój samochód obejrzał rzeczoznawca, który określił wartość naprawy na 160 zł. Myślałem, że sprawa szybko się zakończy. Tymczasem 14 września otrzymałem pismo, w którym poinformowano mnie o odmowie wypłaty odszkodowania - mówi nasz Czytelnik.

Z pisma wynikało, że Wod-Kan nie może być odpowiedzialny za szkodę, bo naprawa studzienki została zakończona 28 lipca, a więc dwa dni przed powstałą szkodą. Wynikła ona z "działania osób trzecich, które usunęły górną część znaku drogowego w wyniku czego poszkodowany najechał na plastikową podstawę znaku".
- Być może istotnie ktoś zdemontował znaki i dlatego nie zauważyłem studzienki. Ale twierdzenie, że Wod-Kan zakończył prace wcześniej, nie jest zgodne z prawdą. Potwierdza to zarówno policyjna notatka sporządzona na miejscu zdarzenia, jak i zdjęcia wykonane nazajutrz, czyli 31 lipca - mówi pan Robert. - Widać na nich wyraźnie, że naprawa studzienki nie została zakończona.

Janusz Pastusiak, prezes spółki Wod-Kan, poinformował nas, że stanowisko jego firmy jest w tej sprawie niezmienne.
- Okoliczności zdarzenia rodzą wiele pytań. Choćby prędkość, z jaką poruszał się pojazd. Czy przypadkiem nie była ona zbyt duża? - zastanawia się prezes Wod-Kan. - Uważamy, że nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za całą sytuację. My studzienkę oznakowaliśmy właściwie.

Nasz Czytelnik nie wyklucza skierowania sprawy na drogę sądową.
- Nie chodzi już o te 160 złotych odszkodowania. Przeraża mnie, jak duże firmy traktują ludzi, tym bardziej że cała sprawa wydaje się dość prosta i oczywista - mówi pan Robert. - Wod-Kan naprawiał studzienkę i ją oznakował. Ktoś znaki zdjął, a ja poniosłem szkodę. Mój pech, ale przecież po to właśnie wymyślono ubezpieczenia. Dzięki odszkodowaniu naprawię auto i będzie po sprawie - mówi rozgoryczony.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto