Nie dość, że w grafiku nie znalazło się kilka porannych pociągów, to jeszcze ta sama liczba dojeżdżających - czyli kilka tysięcy osób - musiała wejść do okrojonych składów.
- Jechaliśmy poupychani jak śledzie w beczce lub jak ktoś woli "na glonojada" - mówi pan Marek, jeden z tysięcy dojeżdżających do Warszawy. - PKP robi co chce, a my nie mamy nic do powiedzenia.
Wiedząc, że nowy rozkład jazdy oznacza więcej kłopotów, pani Aleksandra wyszła na pociąg pół godziny wcześniej. Niewiele to dało. - Zawsze jeździłam składem o godzinie 7.20, teraz postanowiłam jechać tym o godzinie 6.50 - mówi kobieta. - Tłum był potworny. Jestem jednak optymistką i to, co się działo w poniedziałek z rana na dworcu zrzucam na karb nowego grafiku i zimy.
Pan Sławek już takim optymistą nie jest. - Między godziną 7 a 8 miałem do wyboru cztery pociągi - przypomina. - Nawet jak się spóźniłem na jeden, zaraz był następny. Poza tym pasażerowie "rozkładali się" na kilka kursów, więc czasem dało się usiąść - mówi. - Teraz mam pociąg o godzinie 7.20, a następny jest dopiero za godzinę.
Nie przebiera w słowach również Paweł Słojewski, radny miejski. - Jechałem do pracy pociągiem o godzinie 6.22, stojąc na korytarzu, przyklejony do szyby - pomstuje. - W takim stanie dojechałem do Żyrardowa, skąd kolejne kilka tysięcy ludzi dojeżdża do pracy do stolicy. I ci ludzie też musieli wsiąść do naszego pociągu! To był koszmar! PKP sprzedają bilety jedynie na przejazd, natomiast w jakich warunkach to się odbywa, w ogóle ich nie interesuje. Może niedługo będziemy jeździć składami bez okien? - pyta. - Bo w sumie co to za różnica dla PKP. Przecież oni tymi pociągami nie jeżdżą...
Leszek Trębski, prezydent Skierniewic, zapowiada, że rozmowy z PKP na temat godziwych warunków dojazdu do pracy tysięcy skierniewiczan są cały czas prowadzone. - Prezydent ma świadomość tego, co się dzieje - zapewnia Anna Wolińska, rzecznik ratusza.
Radny Słojewski powątpiewa w skuteczność tych działań. - PKP to państwo w państwie - uważa. - Od kilku lat przed wakacjami młodzi ludzie chodzą po pociągach i zbierają podpisy, by na wakacje nie zabierać pociągów. Petycje liczą kilka tysięcy podpisów i trafiają do PKP. A potem lądują pewnie w koszu, bo nigdy nie wzięto ich pod uwagę.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?