Razem z innymi kobietami tłoczy się w korytarzu biura Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej przy ulicy Kopernika i czeka na wyjaśnienie swojej sytuacji. - Co miesiąc płacę! - zapewnia, ściskając plik pokwitowań.
Od kilkunastu dni spółdzielnia przeżywa oblężenie. Długoletnie pracownice sprzeniewierzyły pieniądze, kradnąc wpłaty członków spółdzielni dokonywane w kasie SSM. Teraz ludzie muszą udowodnić, że rzeczywiście płacili czynsz, za wodę czy na fundusz remontowy. Przykra sytuacja dotyczy przede wszystkim osób starszych, którzy nie korzystają z kont bankowych czy internetu, a swoje opłaty lubią regulować osobiście.
W kasie przy ulicy Kopernika wpłacali przede wszystkim mieszkańcy osiedla Tysiąclecia i Tysiąclecia Południe. Co się stało z ich pieniędzmi?
- Prawdopodobnie zamiast na konto spółdzielni, trafiały do prywatnej kieszeni - mówi prokurator Elżbieta Caban. W piątek, 19 marca do prokuratury rejonowej wpłynęło zawiadomienie zarządu spółdzielni o popełnieniu przestępstwa przez trzy pracownice SSM. Według wstępnej wyceny dokonanej przez SSM zginęło 58.738 zł 03 gr.
- Pani Basia to kryształowa kobieta, wszyscy jesteśmy w szoku. Nie wierzymy, że to jest możliwe - twierdzi anonimowy pracownik SSM.
Niedobory stwierdzono w kasie pani B., pracującej w spółdzielni od 1979 roku oraz zastępującej jej pani F., inspektor ds. finansowych w SSM od 1999 roku. Jest jeszcze trzecia osoba: pani Z., inspektor w dziale czynszów, w spółdzielni od 1994 roku. Według zarządu spółdzielni te trzy panie w bliżej nieokreślonym czasie wyprowadziły ze spółdzielczej kasy co najmniej 58 tysięcy złotych.
- Aby dało się ukryć niedobory w kasie, potrzebna była współpraca właśnie tych trzech osób. Czy to była zmowa, czy jedna drugą kryła? Nie wiemy, zbada to prokuratura - mówi Zygmunt Zabilski, wiceprezes SSM.
W ubiegłym tygodniu zarząd rozmawiał z trzema paniami, które złożyły pisemne wyjaśnienia. W konsekwencji dwie kasjerki zostały natychmiast zwolnione w trybie dyscyplinarnym, a trzecia pani wysłana na zaległy urlop, na czas uzyskania przez zarząd opinii związków zawodowych. Wszystko wskazuje na to, że jej dalsza praca w spółdzielni stoi pod znakiem zapytania.
Udało się nam ustalić, że jak wyjaśniła główna kasjerka, pierwsze niedobory powstały w czerwcu 2007 roku. Według niej pieniądze pożyczała zastępczyni. Obiecała oddać, więc ją kryła. Z kolei zastępczyni głównej kasjerki wszystkiemu zaprzecza. Niedoborów w kasie nie dałoby się jednak ukryć, bo brak wpłaty zostałby ujawniony w dziale czynszów - stąd pomoc inspektora ds. czynszów. Według naszych informacji pani inspektor w przypadku uporczywych reklamacji dokonywała odręcznej korekty wpłat, by uspokoić interweniującego spółdzielcę. Jednak z takich korekt nie przybywało pieniędzy na koncie SSM.
- Jednej i drugiej kasjerce udowodniliśmy niedobory i nie wnikaliśmy, jakie były między nimi zależności. Nie potrafię znaleźć określenia na tę sytuację. Mogę tylko serdeczne prosić naszych członków o wyrozumiałość. Musimy sprawdzić salda osób, które mają nieprawidłowości w opłatach. Jeżeli mają dowody wpłat, niepotrzebnie się denerwują. Oczywiście nie ma mowy o żadnych odsetkach - mówi Paweł Hałatiuk, prezes SSM. Jak dodaje, sprawa wyszła na jaw dzięki temu, że spółdzielnia uruchomiła dodatkowy punkt informacyjny w sprawie sald, obsługiwany przez osoby nie zamieszane w kradzież pieniędzy. Na początku marca, już pierwszego dnia działania dodatkowego punktu, urzędniczki zwróciły uwagę na znaczne nieścisłości w rachunkach. - Inaczej mogłoby to jeszcze potrwać - przyznaje prezes.
Atmosfera w SSM jest napięta, spółdzielcy się irytują, a pracownicy mają pretensję do kierownictwa, że nikt oficjalnie nie wyjaśnił sytuacji. - Krążą tylko plotki, a ludzie patrzą na siebie wilkiem - wzdychają w biurze. Prezes Hałatiuk uważa jednak, że "gdyby zrobiono spotkanie z pracownikami, to byłoby jeszcze gorzej" i zapewnia, że najbardziej zainteresowany dział, czyli finansowo-księgowy, jest informowany na bieżąco.
Spółdzielnia nie poinformowała o sytuacji również swoich członków. Ci gubią się w domysłach, choć większość już wie, że chodzi o kradzież ich pieniędzy dokonaną wewnątrz spółdzielni.
- Kradzież kradzieżą, ale tu jest bałagan. Nie pierwszy rok źle naliczają opłaty, a jak przychodzi się wyjaśnić, to im się komputery zawieszają - mówi Gabriela Kietkiewicz. Jak dodaje, najgorsze jest czekanie w korytarzu na wyjaśnienie. - Chyba SSM powinna wypłacić mi dniówkę za zmarnowany dzień, a jak prezes byłby honorowy, to by się podał do dymisji - uważa.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?