Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwie kasjerki ukradły z kasy SSM co najmniej 58 tysięcy złotych

Sławomir Burzyński
Do biura SSM ciągle przychodzą nowi spółdzielcy, by wyjaśniać swoje rzekome niedopłaty
Do biura SSM ciągle przychodzą nowi spółdzielcy, by wyjaśniać swoje rzekome niedopłaty fot. Sławomir Burzyński
Zawsze robię opłaty na bieżąco, bo nie lubię mieć zaległości. Jednak ostatnio, jak przyszła kartka ze spółdzielni, to się zdenerwowałam, bo wykazało, że mam 400 złotych niedopłaty - mówi zirytowana Helena Szeliga.

Razem z innymi kobietami tłoczy się w korytarzu biura Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej przy ulicy Kopernika i czeka na wyjaśnienie swojej sytuacji. - Co miesiąc płacę! - zapewnia, ściskając plik pokwitowań.

Od kilkunastu dni spółdzielnia przeżywa oblężenie. Długoletnie pracownice sprzeniewierzyły pieniądze, kradnąc wpłaty członków spółdzielni dokonywane w kasie SSM. Teraz ludzie muszą udowodnić, że rzeczywiście płacili czynsz, za wodę czy na fundusz remontowy. Przykra sytuacja dotyczy przede wszystkim osób starszych, którzy nie korzystają z kont bankowych czy internetu, a swoje opłaty lubią regulować osobiście.

W kasie przy ulicy Kopernika wpłacali przede wszystkim mieszkańcy osiedla Tysiąclecia i Tysiąclecia Południe. Co się stało z ich pieniędzmi?

- Prawdopodobnie zamiast na konto spółdzielni, trafiały do prywatnej kieszeni - mówi prokurator Elżbieta Caban. W piątek, 19 marca do prokuratury rejonowej wpłynęło zawiadomienie zarządu spółdzielni o popełnieniu przestępstwa przez trzy pracownice SSM. Według wstępnej wyceny dokonanej przez SSM zginęło 58.738 zł 03 gr.

- Pani Basia to kryształowa kobieta, wszyscy jesteśmy w szoku. Nie wierzymy, że to jest możliwe - twierdzi anonimowy pracownik SSM.

Niedobory stwierdzono w kasie pani B., pracującej w spółdzielni od 1979 roku oraz zastępującej jej pani F., inspektor ds. finansowych w SSM od 1999 roku. Jest jeszcze trzecia osoba: pani Z., inspektor w dziale czynszów, w spółdzielni od 1994 roku. Według zarządu spółdzielni te trzy panie w bliżej nieokreślonym czasie wyprowadziły ze spółdzielczej kasy co najmniej 58 tysięcy złotych.

- Aby dało się ukryć niedobory w kasie, potrzebna była współpraca właśnie tych trzech osób. Czy to była zmowa, czy jedna drugą kryła? Nie wiemy, zbada to prokuratura - mówi Zygmunt Zabilski, wiceprezes SSM.

W ubiegłym tygodniu zarząd rozmawiał z trzema paniami, które złożyły pisemne wyjaśnienia. W konsekwencji dwie kasjerki zostały natychmiast zwolnione w trybie dyscyplinarnym, a trzecia pani wysłana na zaległy urlop, na czas uzyskania przez zarząd opinii związków zawodowych. Wszystko wskazuje na to, że jej dalsza praca w spółdzielni stoi pod znakiem zapytania.

Udało się nam ustalić, że jak wyjaśniła główna kasjerka, pierwsze niedobory powstały w czerwcu 2007 roku. Według niej pieniądze pożyczała zastępczyni. Obiecała oddać, więc ją kryła. Z kolei zastępczyni głównej kasjerki wszystkiemu zaprzecza. Niedoborów w kasie nie dałoby się jednak ukryć, bo brak wpłaty zostałby ujawniony w dziale czynszów - stąd pomoc inspektora ds. czynszów. Według naszych informacji pani inspektor w przypadku uporczywych reklamacji dokonywała odręcznej korekty wpłat, by uspokoić interweniującego spółdzielcę. Jednak z takich korekt nie przybywało pieniędzy na koncie SSM.

- Jednej i drugiej kasjerce udowodniliśmy niedobory i nie wnikaliśmy, jakie były między nimi zależności. Nie potrafię znaleźć określenia na tę sytuację. Mogę tylko serdeczne prosić naszych członków o wyrozumiałość. Musimy sprawdzić salda osób, które mają nieprawidłowości w opłatach. Jeżeli mają dowody wpłat, niepotrzebnie się denerwują. Oczywiście nie ma mowy o żadnych odsetkach - mówi Paweł Hałatiuk, prezes SSM. Jak dodaje, sprawa wyszła na jaw dzięki temu, że spółdzielnia uruchomiła dodatkowy punkt informacyjny w sprawie sald, obsługiwany przez osoby nie zamieszane w kradzież pieniędzy. Na początku marca, już pierwszego dnia działania dodatkowego punktu, urzędniczki zwróciły uwagę na znaczne nieścisłości w rachunkach. - Inaczej mogłoby to jeszcze potrwać - przyznaje prezes.

Atmosfera w SSM jest napięta, spółdzielcy się irytują, a pracownicy mają pretensję do kierownictwa, że nikt oficjalnie nie wyjaśnił sytuacji. - Krążą tylko plotki, a ludzie patrzą na siebie wilkiem - wzdychają w biurze. Prezes Hałatiuk uważa jednak, że "gdyby zrobiono spotkanie z pracownikami, to byłoby jeszcze gorzej" i zapewnia, że najbardziej zainteresowany dział, czyli finansowo-księgowy, jest informowany na bieżąco.

Spółdzielnia nie poinformowała o sytuacji również swoich członków. Ci gubią się w domysłach, choć większość już wie, że chodzi o kradzież ich pieniędzy dokonaną wewnątrz spółdzielni.

- Kradzież kradzieżą, ale tu jest bałagan. Nie pierwszy rok źle naliczają opłaty, a jak przychodzi się wyjaśnić, to im się komputery zawieszają - mówi Gabriela Kietkiewicz. Jak dodaje, najgorsze jest czekanie w korytarzu na wyjaśnienie. - Chyba SSM powinna wypłacić mi dniówkę za zmarnowany dzień, a jak prezes byłby honorowy, to by się podał do dymisji - uważa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto