Zaczęło się od tego, że Sebastian Broniarek oddał do serwisu komputerowego niesprawny dysk zewnętrzny. Skierniewiccy fachowcy obiecali się nim zająć jak należy.
- Po kilku dniach odebrałem dysk i dowiedziałem się, że jego uszkodzenie nie pozwala na wgląd w jego zawartość - mówi skierniewiczanin.
Pan Sebastian już miał odpuścić, ale żal mu było zdjęć z podróży. Postanowił więc ponownie odzyskać utracone dane. Dlatego oddał dysk do punktu odzyskiwania danych w Warszawie.
- Wtedy właśnie okazało się, że mój dysk nie zawiera moich plików. Były na nim prywatne informacje zupełnie obcej mi osoby - relacjonuje Sebastian Broniarek. - Odkryłem, że zaszła pomyłka i posiadam napęd nie będący moją własnością.
Skierniewiczanin udał się do serwisu w Skierniewicach. Tam zatrzymano dysk do sprawdzenia i wyjaśnienia sprawy.
- Właściciel zarzekał się, że nie doszło do żadnej pomyłki, bo nie przyjmował żadnego innego dysku o takiej pojemności jak mój - mówi skierniewiczanin. - Mógłbym nawet w to uwierzyć, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że skoro ja mam zdjęcia jakiejś skierniewiczanki, to ktoś może mieć moje pliki - tłumaczy. - Inna sprawa, że naprawdę bardzo zależało mi na odzyskaniu własności.
Dlatego pan Sebastian zwrócił się z oficjalnym pismem do skierniewickiego serwisu. Żądał wydania dysku zewnętrznego będącego jego własnością. Podjął też dochodzenie na własną rękę. Po plikach tajemniczej skierniewiczanki (nauczycielki) odnalazł ją i nawiązał kontakt.
- Miałem nadzieję, że ta kobieta ma mój dysk. Tak byłoby najprościej odkręcić całą sprawę - mówi.
Sytuacja jednak się skomplikowała. Skierniewiczanka nie miała dysku pana Sebastiana, za to z przerażeniem przyznała, że jej prywatna i tajna własność wyciekła w niekontrolowany sposób. Kobieta zażądała zwrotu swojej własności, a od serwisu wyjaśnień.
- Owszem, początkowo myśleliśmy, że mogło dojść do pomyłki, bo mamy na stanie dużo sprzętu - przyznaje Leszek Zienkiewicz, współwłaściciel serwisu. - Ale po dłuższej analizie mieliśmy pewność, że dysk, który wydaliśmy klientowi, był jego własnością. Numer seryjny dysku twardego zgadza się bowiem z numerem kieszeni.
W takim razie skąd na dysku pana Sebastiana prywatne dane obcej mu nauczycielki?
- Kobieta jest naszą stałą klientką i w tym samym czasie co ten pan, oddawała również dysk z komputera stacjonarnego do naprawy - mówi Zienkiewicz. - Często jest tak, że sprawdzamy dyski, wrzucając na nie dane innego klienta. Potem dyski formatujemy.
Serwis w całej sprawie nie widzi problemu, a winą za zaistniałą sytuację obarcza klienta.
- Dane klientki skasowaliśmy i z naszej strony dołożyliśmy starań, aby wszystko było jak należy. To drugi klient je odzyskał i tak wszedł w posiadanie nieswoich danych - twierdzi współwłaściciel serwisu.
Miejski Rzecznik Praw Konsumenta w Skierniewicach z niedowierzaniem słucha wyjaśnień informatyków.
- Zdumiewa niedbalstwo serwisu, ale też niefrasobliwość w zabezpieczaniu danych osobowych, które powinny być szyfrowane - mówi Maria Błaszczyńska.
Zdaniem rzecznika, pan Sebastian oddając dysk do naprawy, powinien żądać od serwisu zaświadczenia z numerami sprzętu, który zostawił. Z kolei skierniewiczanka, przed oddaniem komputera do serwisu, powinna zahasłować dane.
Podobnie uważa Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
- Każdy, kto wszedł w posiadanie danych osobowych, powinien pamiętać o odpowiedzialności związanych z ich przetwarzaniem - mówi Rafał Wiewiórowski, główny inspektor GIODO w Warszawie. - Nauczycielka oddająca komputer, powinna je bezwzględnie zabezpieczyć a mężczyzna, który wszedł przypadkowo w ich posiadanie, powinien ich się ich pozbyć, bądź na czas wyjaśnienia sprawy zabezpieczyć. A serwis powinien ponieść konsekwencje za nieuczciwe wykonanie usługi.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?