Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z więzienia wyjechał na inwalidzkim wózku. Teraz dochodzi sprawiedliwości

Marcin Niklewicz
Łukasz Konarzewski chciałby wierzyć, że rehabilitacja pozwoli mu stanąć na własnych nogach, ale lekarze nie mogą tego zagwarantować
Łukasz Konarzewski chciałby wierzyć, że rehabilitacja pozwoli mu stanąć na własnych nogach, ale lekarze nie mogą tego zagwarantować Marcin Niklewicz
Do opisania jego występków potrzeba aż kilkunastu artykułów i paragrafów kodeksu karnego. Za popełniane błędy i niewłaściwe wybory odpokutował, większość swojego dorosłego życia spędzając za kratkami. Skierniewiczanin nie przypuszczał jednak, że „odbywanie kary” nie zakończy się wcale z chwilą opuszczenia więziennych murów. Chociaż trafił za nie jako człowiek zdrowy, na wolność nie wyszedł, lecz... wyjechał na wózku inwalidzkim. Teraz walczy o zadośćuczynienie, które pozwoli mu funkcjonować na wolności.

W listopadzie ubiegłego roku Łukasz Konarzewski ze Skierniewic zakończył odbywanie kary pozbawienia wolności i opuścił mury Zakładu Karnego w Łowiczu. W tej i innych jednostkach penitencjarnych spędził większość z ostatnich piętnastu lat swojego życia.

Dziś 37-letni skierniewiczanin, choć - jak twierdzi - przez lata zdążył przewartościować swoje życie i zmierzyć się z własną niechlubną przeszłością, nadal nie może się od niej odciąć i zapomnieć o więzieniu. Przypominają mu o nim bezwładne nogi i wózek, do którego przykuty jest już od półtora roku.

Dorosłość za kratami

Łukasz Konarzewski w konflikt z prawem wszedł już jako bardzo młody człowiek. Z czasem na konto jego kryminalnych dokonań trafiały kolejne występki: kierowanie samochodem po alkoholu, kradzieże, włamania, rabunek, groźby karalne, wreszcie znieważenie i naruszenie nietykalności cielesnej policjanta na służbie (choć akurat tego ostatniego, jak przekonuje, się nie dopuścił - tyle, że w sądzie więcej znaczyły zeznania stróża prawa, niż notorycznego przestępcy). Po pierwszym wyroku w zawieszeniu nie sprostał próbie. W 2003 roku po raz pierwszy trafił za kratki. Po tej odsiadce nadeszły kolejne - w sumie przez ostatnie piętnaście lat większość czasu spędzał w odosobnieniu, na wolności nie udawało mu się na dłużej zagrzać miejsca.

W 2013 roku za kolejne przewiny usłyszał wyrok pozbawienia wolności na prawie 5 lat. Z więzienia wyszedł już inny człowiek.

Diagnoza jak wyrok

Mniej więcej rok później po raz pierwszy poczuł nagły ból w okolicach kręgosłupa lędźwiowego. Po pobieżnym, jak twierdzi, badaniu dostał leki przeciwbólowe i na jakiś czas przeszło. Kiedy ból powrócił, dostał skierowanie do neurologa i trafił na badanie RTG.

- Neurolog zdiagnozował tylko zmiany zwyrodnieniowe i zalecił więcej ruchu. Lekarze w więzieniu nawroty bólu tłumaczyli zmianami pogody - opowiada Łukasz Konarzewski.

Przez kolejne lata „jechał” na środkach przeciwbólowych. Kiedy dopadał go nagły atak bólu, zarzucano mu symulowanie. Wraz z bólem zaczął pojawiać się paraliż, drętwienie nóg, zanik czucia palców u stóp, problemy z chodzeniem. W codziennym funkcjonowaniu był skazany na pomoc współwięźniów.

- Dopiero coraz częstsze wizyty pogotowia i zainteresowanie moją sprawą prawnika, a nie pogarszający się mój stan zdrowia, spowodowały, że skierowano mnie do ortopedy - mówi.

Była połowa 2017 roku. Diagnoza: „masywna przepuklina jądra miażdżystego C5/C6 centralno - lewobocznej wraz z towarzyszącą tetraparezą”, która wymagała natychmiastowego leczenia operacyjnego.

„Pod nóż” trafił w lipcu. Ze stołu operacyjnego przewieziono go na oddział rehabilitacyjny szpitala więziennego w Łodzi. Miał przejść rehabilitację w związku z przebytym zabiegiem oraz niedowładem czterokończynowym. Jak twierdzi, nic takiego nie nastąpiło. Podobnie, jak w kolejnych jednostkach, do jakich odtąd trafiał. A przez ostatni rok wyroku był kilkakrotnie transportowany pomiędzy różnymi jednostkami penitencjarnymi w całym kraju: Łódź, Płock, Łowicz, Garwolin, Krzywaniec, Wiśnicz, Białołęka...

- Za każdym razem, kiedy tylko domagałem się zapewnienia mi właściwej opieki medycznej, konsultacji specjalistów i umożliwienia odbywania rehabilitacji, zostawałem przewożony do innego zakładu - opowiada pan Łukasz.

Lepiej, niż na wolności?

W grudniu 2017 roku Łukasz Konarzewski otrzymał orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności. Do wózka choroba przykuła go jeszcze przed operacją.

- Przez kilka lat byłem niewłaściwie diagnozowany i leczony, zarzucano mi symulowanie, dopiero interwencja prawnika i konieczność częstego wzywania pogotowia do moich ataków bólu sprawiły, że zostałem zoperowany - opowiada. - Zrobili ze mnie kalekę i narkomana, faszerując mnie lekami przeciwbólowymi. Czułem upokorzenie, prosząc kolegów z celi o pomoc w podstawowych czynnościach higienicznych.

Od kilku miesięcy jest już na wolności. Niezdolny do jakiejkolwiek pracy, żyje z pomocy skierniewickiego MOPR. Dlatego jeszcze podczas odsiadki pozwał zakład karny o zadośćuczynienie - domaga się pół miliona złotych (w tym 30 tys. na rzecz jednego z łódzkich szpitali, gdzie kiedyś uratowano jego dziecko) oraz renty.

Reprezentująca Skarb Państwa Prokuratoria Generalna RP wniosła o oddalenie pozwu. Pozwany zaprzecza wszystkim zarzutom, dowodząc, że powód nie wykazał powstania krzywdy ani przesłanek odpowiedzialności odszkodowawczej Skarbu Państwa. W odpowiedzi na pozew czytamy m.in., że w czasie pobytu w więzieniu skierniewiczanin miał zapewnioną prawidłową opiekę medyczną, a jej częstotliwość znacznie przewyższała standardy, na jakie mógłby liczyć na wolności. Pozwany podkreśla też, że orzeczenie o niepełnosprawności zostało wydane na czas określony, zaś same zarzuty uległy przedawnieniu.

Za długie czekanie

Pierwsza rozprawa odbyła się, kiedy jeszcze Łukasz Konarzewski odbywał wyrok - w okresie, kiedy „podróżował” po więzieniach w różnych stronach Polski, więc nie wziął w niej udziału. Na ostatnią, a marcu br., stawił się już jako wolny człowiek. Sąd wysłuchał m.in. wyjaśnień jego kolegi z celi i odroczył sprawę do czasu uzyskania opinii biegłych. Kilka dni później skierniewiczanin trafił wreszcie na rehabilitację.

- Za długo na to czekałem. Lekarze obiecują, że zrobią co w ich mocy, ale nic nie mogą zagwarantować. Dziwią się, że od razu po zabiegu nie rehabilitowano mnie, dopóki nie mógłbym stanąć o kulach - relacjonuje Łukasz Konarzewski. - Przez 3 lata lekarze przekonywali mnie, że nic mi nie jest, wierzyłem im. Gdybym miał dłuższy wyrok, mógłbym już z tego nie wyjść...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto