Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Waldemar Milewicz zginął 7 maja 2004 roku w Iraku. Choć od tej tragedii minęło 16 lat pamięć po znanym dziennikarzu nie gaśnie

Redakcja
Korespondentem wojennym został przez przypadek, który - jak sam przyznał - potem przerodził się w wielką pasję. Najpierw pracował w "Dzienniku TV", potem "Wiadomościach". Do 1989 r. siedział głównie w studiu. Tylko 2 razy wysłano go za granicę: obsługiwał oficjalne wizyty generała Jaruzelskiego w Tunezji i Korei.
Korespondentem wojennym został przez przypadek, który - jak sam przyznał - potem przerodził się w wielką pasję. Najpierw pracował w "Dzienniku TV", potem "Wiadomościach". Do 1989 r. siedział głównie w studiu. Tylko 2 razy wysłano go za granicę: obsługiwał oficjalne wizyty generała Jaruzelskiego w Tunezji i Korei. Magdalena Grochowalska
Dzisiaj mija dokładnie 16 lat od śmierci znanego dziennikarza Waldemara Milewicza w Iraku. W ostrzelanym samochodzie razem z korespondentem wojennym TVP życie stracił Mounir Bouamrane.

Waldemar Milewicz pracę w Telewizji Polskiej rozpoczął w 1981 roku jako redaktor i dokumentalista redakcji Dziennika Telewizyjnego, następnie od 1988 był kierownikiem Redakcji Wymiany i Korespondentów Zagranicznych w Dyrekcji Programów Informacyjnych. W 1991 został publicystą Działu Zagranicznego Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a od 1992 pracował jako publicysta w Dziale Zagranicznym redakcji Wiadomości.

Korespondent wojenny
Był korespondentem wojennym, relacjonował wydarzenia z terenów konfliktów zbrojnych oraz wielkich katastrof. Prowadził reportaże m.in. z Bośni, Czeczenii, Kosowa, Abchazji, Rwandy, Kambodży, Somalii, Etiopii, Rumunii, Turcji i Hiszpanii. W 2003 relacjonował II wojnę w Zatoce Perskiej. Znany m.in. dzięki serii reportaży pod tytułem Dziwny jest ten świat.

Śmierć i pogrzeb
Zginął w Iraku 7 maja 2004, gdy samochód polskiej ekipy dziennikarzy jadącej z Bagdadu do Karbali i Nadżafu ostrzelano z broni maszynowej (o zabójstwo oskarżono Salaha Chabbasa). Razem z nim zginął algierski montażysta z polskim obywatelstwem Mounir Bouamrane, a operator kamery Jerzy Ernst został ranny. Urna z jego prochami spoczęła w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Kiedy Magdalena Grochowalska z redakcji naszegomiasta rozmawiał z Waldemarem Milewiczem po jego powrocie z Izraela w 2000 roku mówił: "Tylko niech pani nie pyta, czy się boję". O zdarzeniach w Ramallah opowiadał beznamiętnie.

Mówił, jak tłum omal nie zlinczował jego oraz operatora za to, że filmowali palestyńsko-izraelskie rozruchy. Milewicz kilka razy został uderzony w głowę, był szarpany, popychany, duszony, ale wyszedł z tego cało. Wczoraj w Iraku nie udało mu się ujść z życiem...

Korespondentem wojennym został przez przypadek, który - jak sam przyznał - potem przerodził się w wielką pasję. Najpierw pracował w "Dzienniku TV", potem "Wiadomościach". Do 1989 r. siedział głównie w studiu. Tylko 2 razy wysłano go za granicę: obsługiwał oficjalne wizyty generała Jaruzelskiego w Tunezji i Korei.

Prawdziwa praca reporterska zaczęła się dopiero po upadku komunizmu, gdy nastały "Wiadomości".

- W styczniu 1991 r. szef zaproponował mi wyjazd na Litwę, gdzie pod wieżą telewizyjną rozgrywały się dramatyczne wydarzenia - wspominał. - Widocznie dobrze wywiązałem się z zadania, gdyż potem coraz częściej padały propozycje wyjazdów do tzw. punktów zapalnych. Wkrótce spostrzegłem, że ta praca mnie fascynuje.

Niechętnie opowiadał o niebezpiecznych zdarzeniach. Więcej mówił o stresie, związanym z pracą reportera wojennego: - Przeżywam nieustanny lęk, czy zdążę na czas zrealizować materiał, czy pokonam piętrzące się przede mną przeszkody? Tam, gdzie jest wojna, są ciemne plamy, które zarówno okupanci, jak i walczący chcą ukryć. Żyję więc w ciągłym napięciu: czy uda mi się przechytrzyć różnych urzędników, zdobyć stosowne pozwolenia, ominąć zakazy...?

Sprawiał wrażenie człowieka chłodnego, ale twierdził, że taki nie jest.

- Zdarzyło mi się kiedyś podczas pracy uronić łzę. To było w Zambii, gdy kręciłem reportaż o ludziach umierających na AIDS - mówił. - Zdarzało mi się też zaprzyjaźnić z bohaterem mojego reportażu. To był Szamil Basajew. Chociaż... przyjaźń to zbyt mocne słowo. Spotykaliśmy się wiele razy podczas pierwszej i drugiej wojny w Czeczenii. Kiedyś nocowałem u niego w domu, w bardzo trudnych warunkach, w czasie bombardowań. Takie sytuacje łączą ludzi, sprawiają, że ciężko jest być obiektywnym. Trudno też być bezstronnym, gdy widzi się cierpienie ofiar i agresję napastników. Dlatego uważam, że dziennikarz nigdy nie jest w stu procentach obiektywny, lecz tylko dąży do obiekty

Źródło: Magdalena Grochowalska, Wikipedia

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto