Wadzą się niczym Kargul z Pawlakiem. Trwa spór między sąsiadami przy Sadowej i Partyzantów

Budynek miał wspólną ścianę z domem sąsiada. Po jego rozbiórce właściciela ukarano mandatem za samowolę, ale końca sąsiedzkiego konfliktu nie widać.

- Wszystko zaczęło się od wadliwego podziału geodezyjnego między tymi działkami, który nastąpił na wniosek jednego ze współwłaścicieli. Błąd popełnił prawdopodobnie notariusz, a polega on na tym, że linia podziału nie biegnie prosto, lecz zygzakiem w kształcie litery Z. W efekcie ściana jest wspólna, jej część należy do jednego, a część do drugiego z właścicieli - tłumaczy Marek Kłopocki, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Skierniewicach.

W takim stanie posesję kilka lat temu kupił nowy właściciel. Jak dodaje inspektor nadzoru, po "nieczystym" podziale nastąpił paraliż administracyjny, a każdy ruch jednego właściciela rodzi sprzeciw drugiego.

- Jeden z nich, nie mogąc się doczekać na pozwolenie, przystąpił do rozbiórki. Ze względu na stan budynku było ewidentne zagrożenie bezpieczeństwa i nie dziwię się, że rozebrał swoją własność. Oczywiście ukarałem go mandatem za wykonanie rozbiórki bez pozwolenia - wyjaśnia Marek Kłopocki.

Według inspektora sytuacja między sąsiadami z ul. Sadowej i Partyzantów wygląda niczym z filmu "Sami swoi" i może ją rozstrzygnąć tylko sąd. - Oni nie chcą się ze sobą porozumieć i to jest podstawowy problem - mówi inspektor.