Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Karauda: w te święta jesteśmy bardziej podzieleni niż przed pandemią ROZMOWA

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
"Są osoby dla których będzie to ostatnia Wigilia. Ludzie zasiądą do wspólnego stołu i stworzą idealne warunki, żeby się nawzajem zarażać". Rozmowa z Tomaszem Karaudą, lekarzem chorób wewnętrznych, pracującym w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi oraz w szpitalu w Łęczycy.

CZYTAJ DALEJ>>>
.
"Są osoby dla których będzie to ostatnia Wigilia. Ludzie zasiądą do wspólnego stołu i stworzą idealne warunki, żeby się nawzajem zarażać". Rozmowa z Tomaszem Karaudą, lekarzem chorób wewnętrznych, pracującym w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi oraz w szpitalu w Łęczycy. CZYTAJ DALEJ>>> . Grzegorz Gałasiński
"Są osoby dla których będzie to ostatnia Wigilia. Ludzie zasiądą do wspólnego stołu i stworzą idealne warunki, żeby się nawzajem zarażać". Rozmowa z Tomaszem Karaudą, lekarzem chorób wewnętrznych, pracującym w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi oraz w szpitalu w Łęczycy.

Jak przed świętami wygląda sytuacja w oddziałach covidowych? Jakie są tam nastroje?
Niestety te święta Bożego Narodzenia będą kolejnymi smutnymi świętami. Rok temu byłem jednym z większych optymistów. Miałem nadzieję, że następne święta będą już normalne. Przecież w ubiegłym roku świątecznym prezentem od losu i świata były dla nas szczepienia. Cieszyliśmy się, że już za chwilę wszyscy będziemy się szczepić. Ale wtedy nikt nie spodziewał się, że dla wielu ludzi szalupa ratunkowa będzie się wydawać większym zagrożeniem niż tonący statek, którym nasze zdrowie i życie bywa w zderzeniu z SARS-Cov-2. Że ludzie będą woleli założyć, iż przy zderzeniu z górą lodową nie pójdą na dno. Tymczasem na SOR karetki nie przywożą osób z powikłaniami po szczepieniu. Przywożą za to wielu pacjentów niewydolnych oddechowo z powodu COVID-19. Jest mi zwyczajnie żal na nich patrzeć, bo w zdecydowanej większości chorują na własne życzenie. Wszyscy oni wcześniej mieli nadzieję, że przy zakażeniu nie będzie tak źle.

Dużo jest osób w oddziałach covidowych?
Tak, choć pacjentów nie ma już tylu, co rok temu. Za to większość z nich to osoby niezaszczepione. Zaszczepionych jest około pięciu pacjentów na 50.

Wielu z nich spędzi święta w szpitalu?
Tak, będą spędzali Wigilię leżąc w oddziale covidowym, walcząc o oddech. To niezwykle smutne, jako lekarzy ogarnia nas bezradność. I trudno nam zrozumieć, dlaczego się nie zaszczepili. Daliśmy im przecież przykład. Nie kazaliśmy ludziom się szczepić, by patrzeć na to, co się wydarzy. Nie, myśmy pierwsi nadstawili karki. Teraz już przeszło 90 proc. lekarzy jest zaszczepionych. I dziś nie hospitalizujemy lekarzy. A przecież przed szczepieniami zdarzało się, że ktoś, kto walczył o życie innych, potem musiał walczyć o własne. Nie ma też już tych strasznych obrazów z domów pomocy społecznej, gdy wielu ich pensjonariuszy było wożonych do szpitali, i wielu odchodziło. Dzięki szczepieniom dziś takich sytuacji już nie ma.

Pan też spędzi część świąt w oddziale covidowym?
W tym roku nie. Drugi dzień świąt spędzę w oddziale chorób płuc. Będę w oddziale czystym, ale z pacjentami leczącymi powikłania po COVID-19. W oddziale covidowym spędzałem za to Wigilię w zeszłym roku.

Jak wyglądały święta w takim miejscu?
Bardzo smutno. W Wigilię pacjenci składali sobie z rodzinami życzenia przez komórkę. Wszyscy oczywiście życzyli sobie zdrowia i powrotu do zdrowia. W tamtym czasie były to obrazy rozdzierające serce. Bo pacjenci nie byli winni swojej choroby, a my nie mieliśmy im zbyt wiele do zaoferowania poza zaangażowaniem i opieką szpitalną. W tym roku w święta będzie pewnie podobnie, znów będzie wirtualne „przytulanie się” na odległość. Choć tak być nie musiało.

Bo pacjenci mogli się zaszczepić, ale tego nie zrobili. W szpitalu żałują?
Prawie wszyscy, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Są osoby, które nawet gdy się duszą i są podłączane do wsparcia oddechowego, nadal sądzą, że wymyślamy im chorobę. Czasem duszą się już wykrzykując te słowa. Ale 99 proc. niezaszczepionych w szpitalu żałuje. Czasem świadczy o tym tylko cisza, bo głupio się im przyznać, że szpitalu teorie antyszczepionkowe rozpadają się jak domki z kart. Ale lekarze walczący z COVID-19 będą ich leczyć z taką samą pasją jak zaszczepionych, bo każdy zasługuje przecież na drugą szansę.

Lekarze nie czują złości na takich pacjentów?
Na pewno złość jest gdzieś w tle. W pracy skupiamy się na stanie pacjentów, kontroli parametrów, doborze leków. To jest obiektywne i zupełnie obok emocji. Ale trudniej jest nam znosić od pacjentów pretensje i krytykę. Nawet mnie raz zdarzyło się krzyknąć na pacjenta. Stanąłem w obronie pielęgniarek. Były obrażane przez osobę, która trafiła na oddział tylko dlatego, że nie przyjęła szczepionki. Ale takie sytuacje to wyjątki. Wielu niezaszczepionych wjeżdża do szpitala mając w oczach błaganie o pomoc. Więc nawet jeśli czujemy, że chorują na własne życzenie, to wobec tego wzroku nie daje się przejść obojętnie.

Naprawdę podejście lekarzy się nie zmieniło?
Jest pewna frustracja z naszej strony, bo przecież nie powinniśmy teraz pracować na oddziałach covidowych. Jest złość, że nie możemy przyjąć innych pacjentów, którzy też wymagają leczenia i diagnostyki. Musimy przekładać im terminy, bo łóżka mamy zajęte przez pacjentów z powikłaniami po COVID-19, albo oddziały mamy przekształcone w covidowe. Frustruje też, że żyjemy w czasie upadku autorytetów. Dziś każdy jest lekarzem, każdy jest prawnikiem, każdy na wszystkim się zna. Ani tytuł naukowy ani wykształcenie nie wzbudzają szacunku.

Ten brak szacunku jest też widoczny między ludźmi. Przy wielu wigilijnych stołach też nie zabraknie kłótni o kwestię szczepień...

To też jest przykre, bo już przed pandemią dzieliliśmy się mocno pod względem poglądów na sytuację polityczną, preferencje medialne i wiele innych rzeczy. Sondaże pokazują, że polskie społeczeństwo światopoglądowo jest powielone po połowie. Tymczasem na te podziały nałożył się problem, który wydaje się, że powinien nas połączyć. Bo kryzysy, epidemie, klęski żywiołowe sprawiają, że ludzie solidaryzują się i trzymają razem. To było odczuwalne w pierwszej fali pandemii. Byliśmy wtedy razem, solidaryzowaliśmy się z medykami, pomagaliśmy sobie. I nagle to zniknęło w bagnie wzajemnych oskarżeń i fakenewsów, politycznych przepychanek. W święta 2021 jesteśmy podzieleni jeszcze bardziej niż przed pandemią.

Boli to pana?
Jako obywatela bardzo. Bo nawet wobec zagrożeń nie potrafimy być razem jako naród. A w ubiegłym roku przecież potrafiliśmy. Brak zaufania do lekarzy, polityków, zaleceń państwowych oznacza, że zgubiliśmy po drodze zaufanie do siebie, do państwa, do medycyny. Ten chaos jest możliwy tylko w sytuacji, kiedy nie ma autorytetów.

Można coś z tym zrobić?
Ludzie ufaliby rozwiązaniom sanitarnym, gdyby były one logiczne, konsekwentne i jasno wytłumaczone. Niekoniecznie niezmienne, bo sytuacja szybko się zmienia. Ale gdyby panowało przekonanie, że to fachowcy kontrolują sytuację epidemiczną w kraju i nie decydują tu kwestie polityczne. A ludzie widzą, że intencje stojące za decyzjami nie zawsze są czyste. Widzą sprzeczne informacje. Że wirus odpuszcza, potem że jednak jest groźny, widzą niepotrzebne zamykanie lasów. To wszystko buduje atmosferę w której nie ufamy państwu, niezależnie od tego, kto jest obecnie u władzy. Z drugiej strony przegrywamy też walkę w sieci. Jest w niej mnóstwo fakenewsów, na które trudno znaleźć szybką odpowiedź. Przydałyby się internetowe strony państwowe, które prostowałyby te informacje.

Jak więc być szczęśliwym w drugie pandemiczne Boże Narodzenie?
Jeśli przy stole wigilijnym, widząc swoich bliskich, wzniesie się oczy do góry i podziękuje Panu Bogu za to, że wszyscy przeżyli i wszystkich udało się przekonać do szczepień, to będzie dobrze. Ja też uścisnę rodziców, bo wiem, ile osób w ich wieku musiałem podczas mojej pracy pożegnać.

Uda się panu spędzić te święta z rodziną?
Te święta będą dla mnie inne niż rok temu, bo Wigilię spędzimy z rodziną fizycznie razem. Rok temu siedzieliśmy tylko przy laptopach, nie widzieliśmy się, żeby się nie zakazić. Teraz możemy normalnie być razem, bo wszyscy jesteśmy zaszczepieni i nie będziemy dla siebie stanowić zagrożenia. Ale nie mam wątpliwości, że w wielu domach są osoby dla których będzie to ostatnia Wigilia, choć oni sami jeszcze o tym nie wiedzą. Ludzie zasiądą do wspólnego stołu i stworzą idealne warunki, żeby się nawzajem zarażać. Jest mi przykro z tego powodu, bo było dość czasu, żeby się do tych świąt przygotować. Wiem, że wiele takich rodzin teraz się ze mnie śmieje. Mówią, że Karauda znowu straszy. Tylko ten śmiech u niektórych obróci się za jakiś czas w duszność. Nawet jeśli to będzie kilka procent osób niezaszczepionych, to wystarczy, żeby dalej zapełniać oddziały covidowe.

Czym dla pana są święta Bożego Narodzenia?

Dla mnie jest to najpiękniejszy czas w roku. Od dzieciństwa kojarzy mi się z ciepłem rodzinnym, ale nie tylko. Jestem synem pastora i nauczycielki. Jako ludzie głęboko wierzący cieszymy się nie tylko ze swojej obecności, ale też z tego, że w postaci Chrystusa przyszła nadzieja. Że nawet jeśli to życie jest dla wielu ludzi smutne, to jest nadzieja, że wszystko się odmieni i z ludźmi, których pożegnaliśmy, jeszcze się kiedyś spotkamy przy stole takim jak wigilijny. Kocham Święta Bożego Narodzenia.

Czego by pan życzył sobie na święta?
Gdybym miał jedno życzenie, to chciałbym żebyśmy jako społeczeństwo mieli dla siebie więcej czułości. W życiu politycznym, na ulicy, w pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tomasz Karauda: w te święta jesteśmy bardziej podzieleni niż przed pandemią ROZMOWA - Dziennik Łódzki

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto