Spór o dowóz do szkoły

Część mieszkańców podbolimowskich wsi nie akceptuje zasad, na jakich odbywa się dowóz dzieci do szkoły. Gmina musi trzymać się ustawy, która wyraźnie mówi, któremu dziecku bezpłatny przejazd na lekcje się należy, a któremu nie. Tymczasem oni przypominają przypadek Eweliny, 14-latki z województwa kujawsko-pomorskiego, która musiała dojeżdżać rowerem do szkoły, bo darmowy dowóz jej nie obejmował. Dziewczynka któregoś razu nie dojechała na zajęcia, a jej ciało znaleziono w lesie. 

Zasady dowozu do szkoły przez samorząd reguluje ustawa o systemie oświaty. Dzieci z klas od 1 do 4 szkoły podstawowej mają zagwarantowany bezpłatny dojazd do placówki oraz do domu po lekacjach, jeśli odległość od miejsca zamieszkania do szkoły przekracza 3 km. Dla klas 5 i 6 SP oraz dla gimnazjalistów jest to natomiast 4 km. 

- Ale na naszej wsi to wygląda tak, że z jednego miejsca zabierają ucznia bezpłatnie, a za tego, który mieszka dom dalej rodzic już musi zapłacić - mówi mieszkaniec Łasiecznik pod Bolimowem. - To paranoja!
Wieś Łasieczniki jest na tyle rozległa, że część rodzin z dziećmi może korzystać z bezpłatnego dowozu, a część nie.

- Nasz syn chodzi do czwartej klasy - słyszymy w domu sołtysa wsi Henryka Owczarka. - Teraz korzysta z bezpłatnego dowozu, ale już za rok nie będzie mógł. 

W Łasiecznikach dochodziło nawet do takich sytuacji, gdy komisja z urzędu gminy z centymetrem mierzyła odległości, żeby stwierdzić, czy dzieciom z danego domu dowóz bez opłat się należy czy nie.

- Dwa domu stoją tam na granicy tych kilometrów i stąd było to zamieszanie i mierzenie - przyznaje Barbara Skrzos, dyrektor Gminnego Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół w Bolimowie. - Szkolny autobus zabierze wszystkie dzieci. Ale te, mieszkające w myśl ustawy bliżej szkoły niż trzy czy cztery kilometry zapłacą za dowóz. 

Dziś te dzieci uczęszczające do podstawówki i gimnazjum w Bolimowie płacą miesięcznie 66 złotych za bilet.