Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skierniewice chorują na potęgę

Tomasz Imiński
W aptekach najwięcej sprzedaje się preparatów na grypę i wzmacniających organizm
W aptekach najwięcej sprzedaje się preparatów na grypę i wzmacniających organizm Tomasz Imiński
Skierniewickie przychodnie zdrowia w ostatnich dniach pękają w szwach. W mieście mnożą się ciężkie infekcje wirusowe, połączone z wysoką gorączką. Wzrost zachorowań potęguje fakt, że wiele osób próbuje "przechodzić" chorobę, bo boją się przedstawić pracodawcy zwolnienie L4. Tymczasem niedoleczona choroba w wielu przypadkach może prowadzić do ciężkich powikłań.

- Tak gorącego początku roku już dawno nie mieliśmy. Dziennie do naszej przychodni zgłasza się kilkudziesięciu pacjentów. Coraz częściej jesteśmy też wzywani na wizyty domowe, bo chorzy nie są w stanie wstać z łóżka - mówi lekarz Grzegorz Kania, szef przychodni Zadębie w Skierniewicach.- Gdy pacjent walczy z wysoką, często nawet 40-stopniową gorączką, sięgamy po ostateczność i przepisujemy tamiflu. Lek ten jest stosowany przy leczeniu grypy, a który kosztuje w aptekach ponad sto złotych.

Maciej Pigoń, szef przychodni zdrowia na osiedlu Widok, twierdzi, że styczniowe wirusy są wyjątkowo zjadliwe.- Coraz częściej zdarza się, że pacjenci wracają do nas dwa lub nawet trzy razy, bo przepisane leki nie działają. Wszystkim zalecamy leżenie w łóżku. Nie wiemy jednak, czy chorzy stosują się do naszych rad. Tymczasem niedoleczona infekcja może się naprawdę źle skończyć.

Lekarze, z którymi rozmawialiśmy, przyznają też, że wielu chorych nie chce brać zwolnień. Często zdarza się również, że nawet jeśli pacjent weźmie L4, to potem boi się przedstawić druk pracodawcy.

- Po co ryzykować - mówi pan Mariusz, pracownik prywatnej firmy. - Lepiej leczyć się po cichu. Zawsze można iść na urlop. Szczególnie, że wiele osób ma jeszcze zaległe urlopy z poprzedniego roku i muszą je szybko wykorzystać. Poza tym L4 jest płatne w 70 lub 80 procentach. Zaś za urlop dostaje się 100 procent wynagrodzenia.

Co ciekawe, wirusy w styczniu atakują przede wszystkim dorosłych. Dzieci chorują znacznie rzadziej. W minioną sobotę na oddziale dziecięcym skierniewickiego szpitala było dziesięć osób. - Podejrzewam, że ma to związek z feriami. Szkoły opustoszały, więc wirusy nie rozprzestrzeniają się. Podobnie jest w przedszkolach, bo część maluchów wyjechała wraz z rodzicami - mówi Lidia Kuchta, ordynator oddziału noworodkowego skierniewickiego szpitala. - Oczywiście rodzice muszą być cały czas czujni i dbać o to, by dzieci miały suche buty i ciepłe ubrania. Hartujmy pociechy i wzmacniajmy ich odporność.

Przed wzrastającą falą zachorowań broni się skierniewicki szpital, który apeluje, by chorych nie odwiedzały osoby zainfekowane (do minionego piątku w szpitalu obowiązywał nawet zakaz odwiedzin pacjentów na kilku oddziałach).

- W lutym i marcu spodziewamy się drugiej fali zachorowań - mówią lekarze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto