18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzić po skierniewicku

Jolanta Sobczyńska
Podczas swojego pierwszego porodu kobieta powinna być otoczona szczególną opieką. Nie zawsze tak jest
Podczas swojego pierwszego porodu kobieta powinna być otoczona szczególną opieką. Nie zawsze tak jest fot. Jolanta Sobczyńska
Monika Perzyna ze Skierniewic syna rodziła w listopadzie ubiegłego roku. - A traumę mam do dziś - podkreśla pani Monika.

- Trafiłam do skierniewickiego szpitala w niefortunnym momencie - było zagrożenie świńską grypą i nikt, poza chorymi, nie był wpuszczany. Gdyby przy porodzie był mój mąż nie pozwoliłby na potraktowanie mnie w taki sposób... - uważa.

Kobieta wspomina poród jak koszmar.

- Na salę porodową trafiłam o godzinie 1 w nocy - dodaje. - Urodziłam o godzinie 10.25. Mimo, że przewidywana waga dziecka wahała się w okolicach 4,2 kilograma, kazano mi rodzić siłami natury.

- Bo wskazania do cesarskiego cięcia są od 4,5 kilograma - tłumaczy dziś Andrzej Michalski, ordynator oddziału położniczo -ginekologicznego.

Pani Monika wspomina, że najbardziej intymne czynności, np. lewatywę, robiono jej przy dwóch pozostałych rodzących. Miała mdłości.

- Kazano mi iść do toalety, ale nikt mi nie pomógł zejść z fotela. Poślizgnęłam się i upadłam na podłogę. Dobrze, że niczego sobie nie uszkodziłam... - dodaje. - Potem męczyłam się w bólach przez kilka godzin, błagając o cesarskie cięcie. Dopiero o godzinie 9 rano zdecydowano: cesarka.

- Synka Szymona położono do mojego łóżka - kontynuuje pani Monika. - Byłam sama, obolała. Nikt z rodziny nie mógł wejść, żeby mi pomóc. Brudna, spocona, w tym samym zakrwawionym "worku" zwanym koszulą, w którym rodziłam, leżałam przez trzy dni. Nieumytymi rękoma karmiłam dziecko. Z łóżka miałam znakomite pole do obserwacji. Nie zapomnę, jak pani salowa uprzątała kosze. Zamiast zabrać worek z brudnymi pieluchami czy zakrwawionymi środkami czystości, ona jedynie wyjęła odpady z kosza, a worek zostawiła - dodaje.

Tej samej nocy na fotelu obok pani Moniki rodziła swoją córkę Karolina Paradowska.

- To był mój pierwszy poród - opowiada. - Rodziłam 19 godzin zanim lekarz zmiłował się nade mną i zrobił cesarskie cięcie. Przez te kilkanaście godzin byłam "przywiązana" do KTG, które monitorowało ruchy mojego dziecka. Nie mogłam się ruszyć ani iść do łazienki. Po porodzie trafiłam do sali. W barłogu zwanym łóżkiem leżałam cztery dni. Piątego nie wytrzymałam, wyszłam na żądanie. Moje dziecko zostało wypisane ze szpitala z gronkowcem...

Obydwie panie zapowiadają, że jeśli zdecydują się urodzić kolejne dziecko, to na pewno nie w skierniewickim szpitalu.

Inna kobieta rodząca w skierniewickim szpitalu złożyła skargę na personel do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jej pismo trafiło też do Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych oraz do Izby Lekarskiej w Łodzi. Drugą skargę w końcu wycofała. - Rodziłam mojego syna w lutym 2009 roku - mówi pani Anna ( dane do wiad. red.). - Na początku położna i pielęgniarki były przemiłe, uspokajały mnie. Do czasu. Moim zdaniem ewidentnie czekały na łapówkę. Nie zamierzałam płacić, więc zrobiły się opryskliwe. O godz. 2 w nocy powinnam już urodzić, ale okazało się, że główka dziecka ułożyła się nieprawidłowo. Przez kolejne 2,5 godziny prosiłam o cesarskie cięcie. "Błagam, uratujcie moje dziecko" - krzyczałam. Od personelu usłyszałam tylko: "Ty nie musisz nas błagać". W końcu podsunięto mi zgodę na operację. Wtedy też nie było przyjemnie: słyszałam same suche komendy.

Kobieta twierdzi, że pobyt w szpitalu będzie się jej kojarzył ze znęcaniem psychicznym.

- Po cesarce bolał mnie brzuch, ale wypisałam się ze szpitala na własne żądanie - dodaje. - Chciałam o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Ale się nie dało. W końcu postanowiłam napisać skargę na personel. Może w ten sposób pomogę innym kobietom? Może pielęgniarki i położne - w końcu też kobiety - przypomną sobie, gdzie pracują?

Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych w Łodzi umorzyła postępowanie w sprawie naruszenia przepisów w stosunku do dwóch położnych. W piśmie, które dostała pani Anna czytamy m.in., że "zeznania jej męża tylko częściowo potwierdzają wersję rodzącej", a po cięciu cesarskim "wydobyto płód w ocenie Apgar 9", czyli prawie w idealnej kondycji.

- Ta skarga to wyjątkowa sytuacja - zapewnia Grażyna Krulik, dyrektor skierniewickiego szpitala. - Nigdy wcześniej żadna kobieta nie zgłaszała ani do ordynatora oddziału, ani do mnie żadnych nieprawidłowości. Ciekawe jest to, że ta pani napisała skargę po roku od pobytu w szpitalu...

Grażyna Majkowska, naczelna pielęgniarka szpitala twierdzi, że zapraszała panią Annę na rozmowę z położnymi, ale ta nie chciała przyjść.

- Po tej skardze miałam spotkania z moimi podopiecznymi i rozmawiałyśmy na temat etyki zawodowej i zachowania wobec pacjentek - tłumaczy Grażyna Majkowska. - Rodzące mogły źle zrozumieć nasze intencje, ale one zawsze wynikają z naszej troski o bezpieczeństwo ich i ich maluszków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto