Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Praca w Skierniewicach. Coś się rusza?

Roman Bednarek
Zakład Chojecki daje pracę w Skierniewicach
Zakład Chojecki daje pracę w Skierniewicach Roman Bednarek
Chociaż dużo się mówi o tym, że kryzys gospodarczy mamy już za sobą i w najbliższej przyszłości możemy się spodziewać rosnącej koniunktury, to zwykły człowiek jeszcze długo nie poczuje się bezpiecznie, nie mówiąc już o poprawie standardu swojego życia. Ale czy jest szansa na pracę w Skierniewicach?

Przedstawiciele władz centralnych, zwłaszcza odpowiedzialni za gospodarkę, od pewnego czasu wieszczą, że kryzys już mija, najgorsze mamy za sobą, odbijamy się od dna i teraz możemy spodziewać się tylko dobrych wieści. Gospodarka już ruszyła do przodu, może jeszcze trochę ociężale, ale lada moment rozwój nabierze szybkości.

Jak jest naprawdę? Przede wszystkim, jeżeli gospodarka się ożywiła, powinna tworzyć nowe miejsca pracy, na czym korzystaliby bezrobotni. Pod warunkiem oczywiście, że będą chcieli pracować.
- Zaskoczył nas wrzesień - ocenia Ryszard Pawlewicz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Skierniewicach. - Z naszej ewidencji odpłynęło ponad 600 bezrobotnych, z czego ponad 400 z tytułu podjęcia pracy. Jest to wyjątkowy wynik, nawet w porównaniu do lipca i sierpnia, kiedy to zwykle najwięcej osób podejmowało zatrudnienie.

Czy na podstawie tego jednostkowego zjawiska można stwierdzić, że gospodarka zaczyna wchłaniać osoby poszukujące pracy?

- Trudno na podstawie jednego miesiąca wyciągać tak dalekosiężne wnioski - tłumaczy dyrektor Pawlewicz. - Poczekajmy na to, co przyniosą kolejne miesiące. Wówczas będziemy mogli ocenić, czy mamy do czynienia z trwałym trendem, czy też z pewnym odchyleniem od normy.

Z informacji, jakie udało nam się pozyskać, ciągle jeszcze z problemami borykają się małe firmy.
- W gronie klientów, które obsługuję, a są to niewielkie przedsiębiorstwa, słychać, że jest ciężko - mówi Konstanty Marat, właściciel firmy Koma, zajmującej się doradztwem podatkowym. - Mówi się przede wszystkim o niskich obrotach i idących za tym niewielkich dochodach.

Zdaniem naszego rozmówcy, niewielkie firmy najdłużej będą odczuwać skutki kryzysu.
- Gdy zaczęło mówić się o kryzysie, jako pierwsze odczuły jego skutki przedsiębiorstwa duże, dopiero później dotknął on mniejsze podmioty - tłumaczy Konstanty Marat. - Wszystko wskazuje na to, że po drugiej stronie dołka kryzysowego kolejność jest odwrotna. Jako pierwsze dźwigają się największe przedsiębiorstwa, później dopiero przychodzi kolej na te mniejsze. W ogóle sądzę, że jak zasilą naszą gospodarkę pieniądze z nowego budżetu unijnego, dopiero poczujemy ożywienie. Na to jednak musimy poczekać co najmniej rok.
Tymczasem, jak oceniają specjaliści, cykle koniunkturalne najbardziej wpływają na poziom zatrudnienia w firmach małych. Przedsiębiorstwa wielkie starają się różnymi sposobami utrzymać pracowników. Nie bardzo natomiast mogą sobie na to pozwolić firmy małe - w kryzysie tną koszty, ile się tylko da, aby jakoś przetrwać. Najłatwiej pozbyć się części pracowników, którzy są dużym obciążeniem dla podmiotu gospodarczego.

- Według mnie państwo powinno ochraniać przed skutkami kryzysu przede wszystkim firmy małe, bo to one zatrudniają najwięcej ludzi. Zresztą, ze względów społecznych, one powinny być oczkiem w głowie władz przez cały czas - przekonuje Konstanty Marat. - Weźmy bowiem przykład takich Skierniewic, gdzie zarejestrowanych jest ponad 5.000 małych przedsiębiorstw. Gdyby każde z nich zatrudniło tylko jednego człowieka, byłaby praca dla 5.000 osób. Nie wystarczyłoby bezrobotnych w całym powiecie skierniewickim.
Są jednak firmy, które inwestują, co jest najlepszą oznaką ich dobrej kondycji. Należy do nich spółka Topsil z Żabiej Woli, zajmująca się wytwarzaniem silikonów i elastomerów termoplastycznych. Zamierza ona w przyszłym roku uruchomić zakład produkcyjny w Skierniewicach. Budowa ma ruszyć jeszcze w tym roku, natomiast zakład zacznie produkować w czerwcu lub najpóźniej we wrześniu roku przyszłego. Właściciele spółki twierdzą, że kryzys nie dotknął ich zakładu.

- Współpracujemy z dużymi koncernami światowymi, produkujemy dla wielu sektorów, między innymi branży maszynowej, motoryzacyjnej, AGD, a nawet produkty dla dzieci, więc nawet w pierwszej fazie kryzysu mieliśmy 20-procentowy przyrost sprzedaży i w tym roku też urośniemy - zapewnia Jacek Padee, jeden z współwłaścicieli spółki. - Jednak z drugiej strony patrząc, nie odczuwamy też specjalnego ożywienia na rynku.

Jak ocenia Jerzy Mirgos, dyrektor generalny Mirbud SA, w branży budowlanej kryzys sięgnął dna na przełomie lat 2012-2013.
- Nie było jednak zapaści w budownictwie i myślę, że najbliższe lata powinny przynieść poprawę, zwłaszcza że zaczną napływać pieniądze z nowego budżetu unijnego i zaczną działać programy rządowe - mówi szef Mirbudu.

Według niektórych przedsiębiorców kryzys najbardziej odczuwają firmy najsłabsze.
- W naszej branży ważna jest konkurencyjność i dołek koniunkturalny dotyka zwłaszcza te firmy, które są nieefektywne - tłumaczy Marcin Sikora, członek zarządu spółki Herco z Cielądza w powiecie rawskim, produkującej gwoździe. - Wiadomo, że jeśli przychodzi kryzys, obniżają się marże i wówczas przetrwać mogą te podmioty, które mają wysoką wydajność i racjonalnie zarządzają wydatkami. Ważna jest także jakość, bo jeśli robimy coś perfekcyjnie, to zawsze będziemy liczyć się na rynku bez względu na zawirowania koniunkturalne.

Osłabienie koniunktury nie pogrążyło branży spożywczej.
- Na pewno odczuwałem skutki kryzysu, ale nie aż tak bardzo - zapewnia Janusz Chojecki, właściciel Zakładu Piekarniczo-Cukierniczego Chojecki w Skierniewicach. - W tej chwili jest już lepiej, ale od września u nas sytuacja zawsze się poprawia i nie wiem, czy obecną poprawę przypisać ogólnemu ożywieniu rynku, czy też jest to wynik sezonowej zmiany.

Inni dobrą sytuację w "spożywce" przypisują specyfice tej branży.
- U nas zmiana koniunktury wynika bardziej z kwestii urodzaju i wynikających z tego cen surowca - mówi Jacek Urbanek, jeden z właścicieli spółki Bracia Urbanek, zajmującej się przetwórstwem owocowo-warzywnym. - Jeżeli jest kryzys gospodarczy i ludzie mają mniej pieniędzy, to raczej nie oszczędzają na jedzeniu. Poczekają na lepsze czasy z kupnem nowego samochodu, wymianą telewizora czy sprzętu AGD, bo na tym rzeczywiście można zaoszczędzić. Niewiele im da oszczędzanie na ogórkach czy pomidorach. Nasza branża nie jest aż tak podatna na takie kryzysy.

Nie od dziś wiadomo, że jedną z oznak ożywienia gospodarczego jest rosnąca koniunktura na rynku nieruchomości. Takiej jednak nie zaobserwowano.

- Nie docierają do mnie sygnały od kolegów i koleżanek, aby zawierali więcej umów, związanych z obrotem nieruchomościami - zapewnia Małgorzata Nierychła, notariusz, rzecznik Łódzkiej Izby Notarialnej. - Trzeba jednak pamiętać, że ożywienie na rynku nieruchomości nadchodzi z pewnym opóźnieniem. Ludzie muszą poczuć się bezpiecznie, aby myśleć, jak w okresie prosperity i inwestować w nieruchomości.
O pierwszych sygnałach ożywienia mogą jednak świadczyć inwestycje przedsiębiorców. W Skierniewicach jeszcze w tym roku chce rozpocząć budowę fabryki wspomniana już spółka Topsil, w przyszłym zaś firma Thermica. Pierwsza utworzy ok. 100 nowych miejsc pracy, druga - 20. W tym tygodniu rozbudowę w Łyszkowicach w powiecie łowickim rozpoczęła japońska firma farmaceutyczna Takema. Dzięki tej inwestycji ma powstać 100 nowych miejsc pracy. Swoją fabrykę w Cielądzu rozbudowuje także spółka Herco. Może więc rzeczywiście kryzys mamy już za sobą?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto