Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Od lutego lekarze nie mogą zdiagnozować pana Roberta

Agnieszka Kubik
Pan Robert,  jego żona Dorota oraz przyjaciel Tadeusz Kędzior. - Nie można odbierać nadziei - mówi
Pan Robert, jego żona Dorota oraz przyjaciel Tadeusz Kędzior. - Nie można odbierać nadziei - mówi Agnieszka Kubik
Od lutego lekarze nie mogą zdiagnozować postępującej w zastraszającym tempie choroby pana Roberta. Człowiek niknie w oczach, rodzina jest w szoku, a wyników badań nie ma.

To, co od kilku miesięcy przeżywają państwo Sierotowiczowie ze Skierniewic, można nazwać krótko: gehenna. Jest ona tym większa, że dotyczy najcenniejszej wartości, jaką człowiek posiada, czyli zdrowia. - Niecałe pół roku temu robiliśmy wspólnie grilla, mąż namiot rozstawiał i normalnie rozmawiał - kryje łzy pani Dorota. - Teraz z dorodnego mężczyzny zrobiła się roślinka - schudł 30 kilo, nie mówi, niedługo przestanie chodzić. Jestem w szoku. Nie wiem, co się dzieje, a lekarze albo nie chcą, albo nie potrafią pomóc. Czy mąż ma po prostu umrzeć w czterech ścianach? - pyta z rozpaczą.

Na diagnozę Robert Sierotowicz, 46-letni były policjant ze Skierniewic, czeka od lutego. To wtedy został przebadany w szpitalu MSWiA w Warszawie, gdzie wstępnie stwierdzono, że choruje na stwardnienie boczne zanikowe, czyli w skrócie SLA. O tej chorobie mało kto słyszał, choć fora internetowe pełne są wpisów osób lub ich rodzin nią dotkniętych. Ocenia się, że to trzecia pod względem występowania - po Alzheimerze i Parkinsonie - choroba neurologiczna naszych czasów. Na SLA od 40 lat cierpi Stephen Hawking, brytyjski astrofizyk, choruje też na nią od 10 lat Katarzyna Rosicka-Jaczyńska, była modelka z Łodzi, autorka bestselleru "Ołówek", opisująca swoje heroiczne zmagania z tą nieuleczalną, śmiertelną chorobą. Lekarze nie dawali im nawet roku życia.
- Mężowi też tyle dali, a lekarz z MSWiA powiedział nawet, że powinnam szukać hospicjum - oburza się pani Dorota. - Jak można odbierać w ten sposób nadzieję?

Wszystko zaczęło się od odmy płucnej, na którą Robert Sierotowicz zachorował w październiku ubiegłego roku. Poleżał jednak w szpitalu, wrócił do domu zdrowy. Właśnie przechodził na policyjną emeryturę, marzył o wyprawach na działkę z żoną i dziećmi, 11-letnią córką i 18-letnim synem.
- Mężowi zaczęła jednak drętwieć ręka, bolało go gardło - mówi Dorota Sierotowicz. - Coraz częściej dusił się podczas przełykania. Wszystko leciało mu z rąk. Z podejrzeniem udaru mózgu pojechaliśmy do MSWiA do Warszawy, ale diagnoza się nie potwierdziła. Mąż został jednak na oddziale, porobili mu wszystkie badania. To ich właśnie do tej pory nie ma - ubolewa. - Ze szpitala został wypisany, a mnie przekazano informację, że dalej mam działać na własną rękę.

Pan Robert niknął w oczach, a panią Dorotę wszędzie zbywano. - Żaden szpital nie chciał nas ponownie przyjąć - mówi. - Próbowaliśmy w Łodzi i w Grodzisku. Jeździłam od lekarza do lekarza po różne skierowania. Cały czas w drodze, choć wcześniej byłam niedzielnym kierowcą. W Grodzisku nawet zrobiono mężowi badania, wprowadzono wenflon i przygotowano łóżko, gdy wezwał mnie ordynator i oznajmił, że mamy wracać do domu, gdyż w MSWiA nie dokończono badań. Jechałam do Skierniewic i płakałam. Co miałam robić, jeśli MSWiA nie chciało go przyjąć? - płacze.

Stan chorego wymagał już miksowania potraw i podawania picia przez rurkę. Rodzina musiała podzielić się obowiązkami, bo pana Roberta nie można było zostawiać samego w domu. Gdy raz tak się stało, upadł, idąc do toalety. Próbowano rehabilitacji, ale był to zbyt duży wydatek. Neurolodzy mówili, że muszą mieć diagnozę, by wypisać jakieś leki.
- Potępiłabym lekarzy, którzy odebrali panu Robertowi nadzieję - mówi Bożena Jóźwiak spod Krakowa, która na SLA choruje od 1999 roku. - Nikt nie ma prawa mówić, że komuś pozostał rok czy dwa życia. Odpowiednia rehabilitacja i właściwa terapia może bardzo wiele pomóc, jestem tego przykładem.

- Pan Robert powinien jak najszybciej iść do neurologa - mówi jeden ze skierniewickich neurologów. - Niezależnie od diagnozy może uzyskać skierowanie do poradni rehabilitacyjnej. Choć przyznam, że w Skierniewicach będzie z rehabilitacją osoby chorej na tego typu chorobę trudno.

Już w trakcie zbierania materiału pan Robert został jednak przyjęty przez szpital MSWiA. Pani Dorota odebrała to jako cud, tym bardziej, że w przeddzień obchodziła swoje 40. urodziny. Lekarze z MSWiA, widząc pana Roberta, wpadli w szok. - Lekarzowi, który pół roku temu radził mi hospicjum powiedziałam, że to przez niego mąż tak wygląda - płacze pani Dorota. - Najgorsze, że ów lekarz - mimo, że nadal nie ma wyników - stwierdził stanowczo, że mąż na pewno nie jest chory na SLA. Na co w takim razie? Usłyszałam, że "nie wiadomo" - mówi pani Dorota. - Cieszę się jednak, że przebadają go raz jeszcze. Widzę, że mąż poczuł się lepiej psychicznie.

Pomoc - prawną, finansową czy fizyczną - zadeklarowali panu Robertowi jego koledzy z Komendy Miejskiej Policji w Skierniewicach. - Na pewno będziemy go odwiedzać - mówi Edward Strzelecki, szef koła policyjnych emerytów i rencistów.
- To ważne, bo najgorsze były chwile, gdy z tym wszystkim zostałam sama - wzdycha pani Dorota.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto