Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O księdzu Jerzym Miecznikowskim. Na podstawie wspomnień Władysława Pękali ze Skierniewic

Małgorzata Lipska-Szpunar
Młodsze pokolenie skierniewiczan raczej nie kojarzy nazwiska ks. Jerzego Miecznikowskiego (1901-1968), ale starsi mieszkańcy znają go prawie wszyscy.

Ksiądz Jerzy potrafił być surowy dla swoich uczniów. Zdarzyło się, że przez postawioną przez niego dwójkę z religii uczeń nie został dopuszczony do matury i musiał powtarzać rok.

Takie właśnie zdarzenie miało miejsce w 1939 roku, kiedy to świeżo upieczeni maturzyści zostali zmobilizowani do wojska, uczestniczyli w walkach nad Bzurą i wielu z nich poległo. Jeszcze w latach 60. XX wieku uczniowi, którego ks. Miecznikowski nie dopuścił wówczas do matury, powtarzał wielokrotnie: „Stefan, powinieneś mi być wdzięczny, bo uratowałem ci życie...”
Przez wiele ks. Jerzy Miecznikowski lat pełnił funkcję wikariusza przy kościele św. Jakuba w Skierniewicach, a później kanonika tytularnego.

Był katechetą w Szkole Podstawowej nr. 1, długoletnim prefektem skierniewickich szkół: Gimnazjum i Liceum im. B. Prusa, Szkoły Handlowej, Państwowego Męskiego Gimnazjum Technicznego (Technikum Mechaniczne), a w czasie okupacji również Szkoły Podstawowej nr 4. Poza tym należał do współzałożycieli Schroniska Sierot Wojennych utworzonego w czasie wojny w Skierniewicach jako pierwsze w Polsce. Został spowiednikiem i ojcem duchowym sierot w tymże schronisku. Ksiądz chodził pieszo do odległego Kochanowa, gdzie tymczasowo mieściło się Schronisko dla Sierot Wojennych, aby czytać i wypożyczać dzieciom zabronione wówczas książki.

Ks. Jerzy Miecznikowski to duchowy nauczyciel wielu pokoleń skierniewiczan. Przez długi czas pełnił funkcję kapelana szpitala miejskiego. Jako kapelanowi kaplicy szpitalnej przyznano dwupokojowe mieszkanie na terenie szpitala tzw. Czerwonego, obecnie przy ul. Rybickiego.

W jednym z pokojów znajdowała się ogromna biblioteka ks. Miecznikowskiego, z której korzystała młodzież, wypożyczając w wyznaczonych godzinach książki. Jego zbiory książek były uważane za największe prywatne w Skierniewicach.
Jak wspomina skierniewiczanin Władysław Pękala, wówczas ministrant, wraz z kolegami byli zaprzyjaźnieni z księdzem Jerzym, często u niego bywali, reperowali, okładali w szary papier książki i nadawali im numerację. Młodzież ta w bibliotece także grywała w warcaby, szachy i inne gry stołowe.

Ksiądz lubił siatkówkę, grywał z chłopcami na boisku w okolicy organistówki i trudno było odebrać ścinane zagrania księdza. Codziennie rano ksiądz Miecznikowski o godzinie siódmej odprawiał mszę świętą w kaplicy szpitalnej. Kaplica znajdująca się na pierwszym piętrze budynku była w stylu gotyckim, oparta na czterech kolumnach z pięknym bogato złoconym ołtarzem z wnęką, w której znajdowała się figura Matki Boskiej. W kaplicy stała także fisharmonia, na której akompaniowała do mszy jedna z sióstr zakonnych.

Władze komunistyczne po wojnie postanowiły zlikwidować kaplicę szpitalną. Wybucha więc w niej pożar, straż zalewa wszystko wodą… Usunięty został z mieszkania ksiądz Miecznikowski, a ze szpitala siostry szarytki.
A co się stało z bogatym wyposażeniem kaplicy? Złocony ołtarz został przekazany do kościoła garnizonowego w Skierniewicach. Stał przez pewien czas w bocznym pomieszczeniu kościoła, obecnie rezydujący proboszcz nie wie co się z nim stało, nie ma też żadnego pokwitowania przekazania...

A co z fisharmonią? Też nic nie wiadomo? Prawdopodobnie przekazano wyposażenie kaplicy do jednej z wojskowych parafii kierowanej przez pewnego księdza współpracującego wówczas z władzami komunistycznymi.

Władysław Pękala wspomina również, jak pod koniec lat 30. XX wieku jeździł z ks. Miecznikowskim jako ministrant odprawiać msze na Rudę, gdzie mieścił się Obóz Przysposobienia Wojskowego dla uczniów szkół średnich. We mszy uczestniczyli junacy, komendant zgrupowania ze swoją świtą a także ludność cywilna z Rudy, Grabiny, Miedniewic, Kamiona i Samic.

Pasją księdza Jerzego, poza literaturą, była filatelistyka i numizmatyka. Potrafił godzinami siedzieć w domach wcześniejszych swoich uczniów, oglądać klasery ze znaczkami i monetami.

Wieczorem zawsze o tej samej godzinie wychodził do drugiego pomieszczenia, aby w spokoju odmówić codzienną obowiązkową modlitwę, brewiarz. Po modlitwie wracał do znaczków.

Przez pewien czas mieszkał w domu Żerania (ul. Sienkiewicza 22), później na plebanii. Miał jeszcze jedną pasję: kolekcjonował obrazy Matki Boskiej. W jego pokoju całe ściany były zawieszone (w trzech rzędach od sufitu aż do podłogi) wizerunkami Matki Boskiej z całego świata. Wielu znajomych parafian znając zainteresowania księdza przywoziło mu z podróży portrety Matki Boskiej, a także przekazywało rzadkie, stare książki czy znaczki.

Ksiądz Jerzy zmarł prawdopodobnie na serce na plebanii kościoła św. Jakuba i pochowany został na cmentarzu św. Józefa w Skierniewicach.

Chociaż minęło ponad 50 lat od jego śmierci na grobie zawsze palą się znicze. Skierniewiczanie pamiętają o swoim katechecie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto