Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nękają telefonami w Skierniewicach

Agnieszka Kubik
Agnieszka Kubik
Nękają telefonami w Skierniewicach. Andrzej Jasnowski jest jednym z wielu skierniewiczan, którzy w ubiegłym tygodniu odbierali po kilkadziesiąt telefonów dziennie. Telemarketerzy musieli wyrobić pod koniec miesiąca normę i dzwonili bez opamiętania. - Do 10 telefonów w tygodniu jestem jeszcze w stanie znieść, ale nie ponad 20 dziennie! - mówi starszy mężczyzna, który prawdziwy horror przeżył w ubiegłą środę, 27 listopada. - Nękali mnie jeszcze w sobotę po południu! W niedzielę miałem spokój, a w poniedziałek telefon wybudził mnie już 8.02 rano!

Teoretycznie pan Andrzej nie powinien otrzymywać telefonów od wszelakiej maści telemarketerów, gdyż ma blokadę połączeń anonimowych. Jego operator, Telekomunikacja Novum, zaproponowała mu taką usługę i senior z niej skorzystał.

- Tyle, że to fikcja! - denerwuje się Andrzej Jasnowski. - Zadzwoniłem do nich i otrzymałem zapewnienie, że technicy coś na to poradzą. Ciekawy jestem, czy tak będzie - mówi skierniewiczanin, dodając, że jego walka z wypowiedzeniem umowy Telekomunikacji Novum i powrót do dawnej telekomunikacji to temat na oddzielny artykuł.
Aby pozbyć się natrętów, najłatwiej byłoby zrezygnować z telefonu stacjonarnego. Andrzej Jasnowski nie chce jednak tego zrobić, gdyż ma go od wielu, wielu lat. Numer znają wszyscy znajomi, nigdy nie wiadomo, kto, kiedy i z czym zadzwoni.

Pan Andrzej jest więc w coraz węższym gronie osób posiadających jeszcze telefony domowe. To oni są głównie narażeni na nękanie ze strony telemarketerów, którym numery generuje automat.

- W ubiegłym tygodniu zapraszali mnie na prezentację garnków wszelkiego rodzaju, ale odmawiałem, bo mam ich całą górę. Wcześniej chcieli namówić na pościel, ale kołdra, którą kiedyś na prezentacji kupiłem, wcale mi do gustu nie przypadła, bo była za ciężka. Potem kilka razy dzwonił Euromedical, ale grzecznie powiedziałem, żeby się odstosunkowali, gdyż z ich zaproszenia na badania skorzystałem w sierpniu. O, proszę, mam nawet wyniki tych badań - pokazuje skierniewiczanin. Badania to "Analiza składni ciała", z której wynika, że wiek metaboliczny pana Andrzeja to 50 lat, masa mineralizacji kostnej wynosi 3,1 kg, a tłuszcz brzuszny to tylko 11,5 (norma od 1 do 59) - cokolwiek to znaczy. - Potem proponowali mi urządzenia do masażu, ale powiedziałem im, że mam już masażystkę... - śmieje się senior, dodając, że była to, oczywiście, "lipa".

To, że pan Andrzej odmawiał, nie oznacza, że nie dał się wcześniej namówić. Była więc pościel (ta za ciężka), były garnki w Finezji, były wspomniane badania Euromedicalu w Dworku. Było też spotkanie w WSEH firmy paramedycznej ze Szczecina, która proponowała... harmonizer biofotonowy. Urządzenie wielkości pilota do telewizora, przypinane do krzyża, miało usuwać wszelkie dolegliwości. Pan Andrzej nie dał się jednak namówić. - Firma wypożyczała te harmonizery na okres próbny - mówi. - Potem w telewizji mówili o naciągniętych ludziach, którzy podpisując umowy o wypożyczenie podpisywali jednocześnie nakazy płatnicze z banku, zawierając z nim umowę. Harmonizer kosztował, bagatela, 6 tys. zł.
- To przecież węgiel na dwie zimy by człowiek za to kupił - mówi nasz rozmówca.

Pan Andrzej nie ma się więc co dziwić, że telemarketerzy do niego wydzwaniają. Dając się namówić raz czy drugi jest na liście idealnych klientów ich niekończących się usług.

Co można zrobić, by nie być nękanym?
Sposobów jest wiele, ale żadna skuteczna na sto procent.
Przekonuje się o tym Maria Błaszczyńska, miejski rzecznik praw konsumenta, która od lat ma zastrzeżony numer telefonu stacjonarnego, a i tak telemarketerzy do niej wydzwaniają.
- Ostatnio dzwonili do mnie z firmy Goldlane proponując cudowne materace - mówi pani rzecznik. - Powiedzieli, że jak przyjdę z mężem to dostaniemy w gratisie choinkę, a jak przyjdę sama, to dostanę tylko lampki na choinkę. Teraz jakiś pan, którego taka choinka skusiła, jest moim klientem. Chce zwrócić materac, gdyż okazało się, że na allegro można go kupić kilka razy taniej...

Co jeszcze można zrobić? Wyjaśnia Maria Piskier z Biura Prasowego Orange Polska, czyli dawnej telekomunikacji.
- Uważajmy, gdzie podajemy nasze numery telefonów - informuje. - Robimy to często bezwiednie wypełniając różnego rodzaju ankiety, oświadczenia np. u lekarza, w sklepie, przy zawieraniu ubezpieczenia. Niestety, nie istnieje stuprocentowa metoda, która chroniłaby przed niechcianymi telefonami od różnego rodzaju telemarketerów od kołder, garnków czy innych cudownych wynalazków. Można częściowo chronić swoją prywatność składając tzw. sprzeciw marketingowy u swojego operatora co oznacza, że nasze dane nie będą wykorzystywane w celach marketingowych, ale tylko przez tego operatora oraz związane z nim firmy. W skrajnych przypadkach można prosić o zmianę i jednoczesne zastrzeżenie nowego numeru telefonicznego. Można też przyjąć zasadę, że nie odbieramy połączeń z numerów nieznanych lub zastrzeżonych czyli takich, które nie identyfikują się na wyświetlaczu. No i zawsze warto zwracać uwagę na to kiedy i komu podajemy swój numer telefonu - podkreśla.

Do pana Andrzeja dzwonią najczęściej firmy, których telefony zaczynają się od cyfr 616 (słynny Ekovital) . Czy można założyć blokadę na taki numer?
- Można jedynie zablokować połączenia przychodzące z numerów zastrzeżonych, ale połączeń od owej firmy - jeśli nie są numerami zastrzeżonymi - niestety nie. Ale można zwrócić się na piśmie do takiej firmy z żądaniem usunięcia swoich danych z jej bazy marketingowej - wyjaśnia.

Co na to wszystko Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych?
- Problem "nękających" telefonów staje się coraz bardziej palący - zauważa inspektor Wojciech Rafał Wiewiórowski. - Obecnie pracujemy nad rozwiązaniami, które sprawdziły się w innych krajach, np. w Kanadzie. Konsumenci, którzy nie życzą sobie nękania przez telemarketerów, wpisują się tam na specjalną, ciągle aktualizowaną listę telefonów, pod które nie można dzwonić. Za złamanie zakazu grożą surowe kary.

Póki co w Polsce istnieje tylko tzw. lista Robinsona, na którą również możemy się wpisać. Tyle, że cały czas inicjatywa, by się przed nękaniem telemarketerów bronić, należy do nas.

Z byłą telemarketerką (dane do wiadomości redakcji) rozmawia Agnieszka Kubik

Ile dziennie przeprowadzała Pani rozmów z abonentami?
Pracowaliśmy sześć godzin dziennie, w ciągu godziny automat generował około 30 rozmów. Czasem więcej, czasem mniej. Wychodzi na to, że rozmów było ponad sto dziennie. Każdy z nas miał dzienną normę do wyrobienia. Normę- czyli liczbę pozytywnie załatwionych rozmów.
Co było, jeśli jej nie wyrabiał?
Nasze rozmowy były nagrywane. Odsłuchiwali je później nasi liderzy i jeśli uznawali, że ktoś sobie nie radzi, siadali obok i podpowiadali, jak rozmawiać. Stres był więc podwójny.
Mówi Pani, że to automat generował rozmowy.
Tak, nie mieliśmy wpływu na to, kto się po drugiej stronie słuchawki zgłosi. Wszystko odbywało się automatycznie. Kończyła się jedna rozmowa, było jakieś 10 sekund przerwy, i zaraz następna. Czasem nie można było się nawet napić, nie mówiąc o wyjściu do toalety.
Co Pani sprzedawała?
Doładowania do telefonów, oferty kont bankowych, ubezpieczenia, pokazy, promocje, produkty i usługi, między innymi firm paramedycznych czy parafarmaceutycznych.
Jak reagowali rozmówcy?
Można ich było podzielić na trzy grupy. Jedni od razu się rozłączali, drudzy też się rozłączali, ale informowali wcześniej, że nie są ofertą zainteresowani lub krzycząc coś w słuchawkę. Trzecia grupa to byli ludzie niezdecydowani. Gdy wyczuło się w głosie rozmówcy wahanie, trzeba było "kuć żelazo póki gorące". Pomagały nam w tym przeróżne techniki.
Na czym one polegały?
Uczyliśmy się ich na ciągłych szkoleniach, w zasadzie co produkt, to szkolenie. Skupialiśmy się na przykład na plusach każdej oferty. Jeśli coś kosztowało 40 złotych, a rozmówca wahał się, czy nie za drogo, przeliczaliśmy tę kwotę na dzienną stawkę. 1,2 zł to już nie była wysoka suma i każdego dnia można było zrezygnować z czegoś innego.
Wahali się głównie starsi?
Tak, mieli po prostu więcej czasu, siedzieli w domach i stąd częściej niż pracujący zawodowo byli narażeni na ryzyko kontaktów z nami.
Podobała się Pani ta praca?
Nie. Podjęłam ją podczas wakacji, ale po dwóch miesiącach miałam dość. Wracałam do domu wykończona psychicznie i fizycznie. Nie dość, że ludzie najczęściej traktowali mnie po chamsku - niestety, nie byłam jak niektóre moje koleżanki czy koledzy odporna na takie zachowania - to jeszcze musiałam znosić ciągłe naciski szefów, że trzeba sprzedać produkt i wyrobić normę. Zarobki też nie były rewelacyjne, po miesiącu pracy dostałam niecałe tysiąc złotych. W dodatku bolało mnie gardło od ciągłego gadania, a od klimatyzacji dostałam zapalenia ucha.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto