Wokół nas nie brakuje chorych dzieci, które potrzebują pomocy. Są one m. in. pod opieką skierniewickiej Fundacji Chodźmy Razem. Zdeterminowane matki Kingi Rudzkiej, Arkadiusza Gortata i Kamila Kobyłeckiego proszą o pomoc - liczy się każdy grosz, by móc dzieci rehabilitować, nie mówiąc o poważniejszych wydatkach.
- Marzę o nowym aparacie dla synka, bo NFZ funduje tylko jeden na trzy lata, a dziecko intensywnie rośnie - mówi ze łzami w oczach mama 7-letniego Kamilka. - Za chwilę synek będzie miał zdjęty gips po operacji, a ja nie mam co mu założyć na nóżkę. Pani Agnieszce brakuje słów, ale musi być dzielna. W domu czekają na nią jeszcze córeczki.
Kamil urodził się z ciężką wadą serca, jest po wielu operacjach kardiologicznych. Po jednej z nich u dziecka wystąpił lewostronny paraliż, chłopiec ma niesprawną lewą nogę i rękę. Oprócz operacji na serce, Kamil przebył trudne zabiegi ortopedyczne. - Ile on w swoim krótkim życiu przeżył, to tylko ja wiem - płacze jego mama. - Teraz jest przed kolejną operacją serca. A tu wszystko kosztuje: dojazdy do specjalistów, wizyty, rehabilitacja, lekarstwa. Straciłam niedawno pracę, jest naprawdę ciężko...
W podobnie trudnej sytuacji, także finansowej, jest pani Monika, której syn Arkadiusz, obecnie 21-letni młodzian, od urodzenia choruje na wrodzoną chorobę kości (choroba Olliera).
- Jedna nóżka mu nie rosła, trzy razy miał ją wydłużaną bolesną metodą Ilizarowa - opowiada. - Teraz nie zgina się w kolanie. W wieku 14 lat Arek zachorował na nowotwór, musiał mieć amputowaną lewą kość ramieniową. Endoproteza ciągle się psuje, zniszczyła już mu nerwy w dłoni, ręka jest w zasadzie niesprawna. Pani Monika marzy - choć przyznaje, że marzeń się boi - o nowej endoprotezie (2-3 lata temu był to koszt ok. 60 tys. zł plus koszty operacji) oraz o operacji kolana Arka. - Nie stać mnie ani na jedno, ani na drugie - mówi przez łzy. - A tak bardzo chciałabym mu pomóc...
Kinga, obecnie uczennica jednego ze skierniewickich gimnazjów, rok temu zachorowała na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Nic złośliwej choroby nie zapowiadało, bo dziewczynka była zdrowa, a na co dzień intensywnie trenowała.
- Zaniepokoiło mnie jednak to, że zaczęła chudnąć, a po treningach nie miała siły - opowiada mama, Marta Rudzka. Zrobiła jej badania. Były dobre. Kinga od lat jeździła jednak na wizyty do reumatologa do Łodzi, gdyż narzekała na bóle kości. To reumatolog poprosił o powtórzenie badań i jak tylko je zobaczył, nastolatka natychmiast została przewieziona na SOR - wyniki były już bardzo złe.
Kinga przeszła ostrą chemioterapię (zakończoną neuroksycznością, co oznaczało paraliż i utratę mowy - na szczęście te objawy ustąpiły), obecnie jest na tzw. podtrzymaniu.
- Kinga bierze chemię w tabletkach oraz dokanałowo - dodaje jej mama. - Kosztują nas dojazdy, lekarstwa, między innymi antybiotyki, bo córka ma obniżoną odporność i często choruje. Jakoś sobie radzimy, ale nikt nie pyta, skąd na to brać?
To jest najczęstszy dylemat. Rodziny chciałyby swoim dzieciom nieba przychylić, a tymczasem wszystko kosztuje. Pomóżmy im uwierzyć, że nie są sami i przekażmy jeden procent na Kamilka, Arka czy Kingę.
Jeden procent można przekazać wpłacając na subkonta dzieci założone przez Fundację Chodźmy Razem, tel. 731 220 765
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?