Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Laptop zamienić na łopatę?

Aneta Grinberg
Piotr ma 33 lata. Od czterech lat dojeżdżał do pracy ze Skierniewic do Warszawy. Pracował w branży informatycznej na kierowniczym stanowisku. Praca była wymagająca, ale szef go doceniał. Tak bardzo, że Piotr zwykł mawiać, iż poniżej 4,5 tysiąca złotych na rękę z łóżka do pracy nie opłaca się wstawać. 
Łukasz jest tuż po 40. Przez ostatnich 6 lat był menadżerem w łódzkiej firmie. Miał służbowy samochód, laptop i komórkę. Firma zapewniała prywatną opiekę medyczną, wejściówki na basen i siłownię, a co najważniejsze - dobrą pensję. Taką, dla której chce się rano wstać z łóżka i nie narzekać na dojazdy do pracy. 
Obu mężczyzn łączy to, że stracili pracę niemal z dnia na dzień.

Piotr miał krótki okres wypowiedzenia, bo na kierownicze stanowisko przeniósł się stosunkowo niedawno. Łukasz miał dłuższy staż, ale i jego okres wypowiedzenia minął błyskawicznie. Został szok i załamanie na granicy depresji. Ten stan pogłębiał się z każdym wysłanym CV i rozmową kwalifikacyjną, po której telefon milczał jak zaklęty.

- Myślałem, że powiem rodzinie jak znajdę nową pracę, ale z tygodnia na tydzień było coraz gorzej - wyznaje Łukasz. - Aż w końcu musiałem powiedzieć żonie. Potem rodzinie i przyjaciołom. Nigdy w życiu nie było mi tak trudno. Żona pracuje, ale kredyt mieszkaniowy mamy wysoki, a nastoletnie dzieci mają mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Angielski, jazda konna, nauka gry na gitarze... - wylicza. - Dotychczas było nas na to stać, ale kiedy wypłata przestała wpływać na konto, oszczędności topniały błyskawicznie. O wymarzonych wakacjach w Egipcie, na które z żoną odkładaliśmy, już nawet nie mówimy.


Dla obu mężczyzn najgorsze jest poczucie bezsilności. Dotychczas byli rozchwytywanymi fachowcami, którzy w ofertach pracy mogli przebierać. Teraz, pomimo że umieją jeszcze więcej, stali się niepotrzebni. Potencjalni pracodawcy rezygnują z ich usług tłumacząc się kryzysem. Nie chcą zatrudniać nowych osób, bo jak twierdzą, sami zaciskają pasa. 
Łukasz i Piotr już nie szukają pracy, która sowicie wynagrodzi im wstawanie do pracy. Szukają jakiejkolwiek pracy, która umożliwi spłatę wcześniejszych zobowiązań i utrzymanie rodziny na godnym poziomie. Niestety, takiej pracy też na razie dla nich nie ma.

- Dumę i ambicję najtrudniej jest schować do kieszeni - wyznają.


Jacek Januszkiewicz, kierownik Centrum Aktywizacji Zawodowej w skierniewickim urzędzie pracy uważa, że w Skierniewicach właśnie taka grupa bezrobotnych się powiększa.
- To tak zwana klasa średnia, czyli wykształcone, dobrze dotychczas zarabiające osoby, które dojeżdżały do pracy do dużych miast - mówi Jacek Januszkiewicz. - Są tak zszokowani utratą pracy i brakiem możliwości zatrudnienia, że długo nie mogą się odnaleźć.
 Jak twierdzi kierownik CAZ, taka grupa bezrobotnych to dla urzędników też nowość. Do tej pory najliczniejszą grupę stanowili tzw. długotrwale bezrobotni, średnio wykształceni.
- Teraz rynek pracy jest bardzo ciężki, dochodzi nam bezrobotnych z wyższym wykształceniem i bogatym doświadczeniem zawodowym - mówi Januszkiewicz.


Statystyki Powiatowego Urzędu Pracy jeszcze nie do końca to odzwierciedlają, bo spirala tego problemu dopiero się nakręca. W ubiegłym roku w skierniewickim pośredniaku zarejestrowało się 3.400 nowych bezrobotnych. W tym roku do początku września nowych osób pozostających bez pracy było 3.800. 
- Spodziewamy się, że do końca roku będzie ich około 5 tys. - mówi Pawlewicz.

Czytaj więcej w ITS w piątek 9 listopada

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto