- Trzy lata temu złożyłem podanie o pracę w charakterze opiekuna-wychowawcy - mówi mężczyzna. - Przekazałem je zatrudnionej tam sekretarce, pani Ż. Pracy nie dostałem, ale niedługo później dowiedziałem się, że została przyjęta najpierw jedna córka pani Ż., a potem druga. Mało tego - wylicza. - Jakież było moje zdziwienie, gdy jedna z zatrudnionych tam osób powiedziała mi, że w ośrodku podjął pracę również i mąż sekretarki, pan Ż. Czyli cała rodzina Ż.! - oburza się. - Jaka w takiej sytuacji może być siła przebicia zwykłego człowieka, takiego jak ja? - pyta rozżalony. - Uważam, że o całej sytuacji pani dyrektor mogła nawet nie wiedzieć, bo sekretarki mają możliwość manipulowania podaniami o pracę. Położy gdzieś na dno i tyle.
Ewa Szydłowska, dyrektor placówki zastanawia się, dlaczego takie ataki nasilają się w momencie, gdy kończy się jej kadencja. Uważa, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Gdy zostałam dyrektorem, córki pani Ż. były już zatrudnione - mówi Ewa Szydłowska. - To wspaniali pracownicy, gdybym mogła decydować sama, też przyjęłabym je do pracy. Jeśli natomiast chodzi o pana Ż., to osobiście ściągnęłam go z liceum, bo to typowa "złota rączka". Potrafi wszystko zrobić, jest niezastąpiony. Może wszyscy pracują tak dobrze, bo czują się związani z ośrodkiem? Nie podzielam zdania o nepotyzmie - dodaje.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?