Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kardiolodzy skuteczniej leczą chorych w Łodzi

Joanna Barczykowska
Pacjentka ze Zgierza już czuje się dobrze, dopiero za pół roku ma zgłosić się na kontrolę
Pacjentka ze Zgierza już czuje się dobrze, dopiero za pół roku ma zgłosić się na kontrolę fot. Jakub Pokora
Dziewięć operacji i dziewięć uratowanych istnień - to wstępny bilans najnowszego programu elektrokardiologicznego w woj. łódzkim, który zaczął działać 1 października.

Dzięki całodobowym dyżurom, które na zmianę pełni pięć szpitali (kliniki kardiologii przy ul. Sterlinga, Żeromskiego i Kniaziewicza, szpital im. Kopernika i w Piotrkowie Trybunalskim) czas oczekiwania na wszczepienie rozrusznika serca czy defibrylatora, w Łódzkiem zmniejszył się z czterech tygodni do kilku godzin.

Pani Barbara ze Zgierza w poniedziałek zasłabła w swoim mieszkaniu. Zdążyła jeszcze ugotować obiad i siostrzenica znalazła ją nieprzytomną, leżącą na podłodze w kuchni. Choć ma 83 lata, do szpitala trafiła po raz pierwszy. - Miałam problemy z zadyszką. Co parę kroków musiałam robić przystanki, żeby odpocząć, ale nie spodziewałam się, że z moim sercem jest aż tak źle - opowiada Barbara Chudobińska.

U pani Barbary nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Karetka odwiozła ją do wojewódzkiego szpitala specjalistycznego w Zgierzu. Tam lekarze, znając już wytyczne nowego programu kardiologicznego, od razu zdecydowali o przewiezieniu pacjentki na odział kardiologiczny do Łodzi. Dyżur pełniło akurat Regionalne Centrum Chorób Serca im. Sterlinga. - Musieliśmy operować pacjentkę, gdyż groziła jej powtórna śmierć kliniczna. Wszczepiliśmy rozrusznik, który będzie wspomagał jej serce. Taki stymulator wystarcza na ok.7 lat - mówi prof. Jarosław Drożdż, kierownik kliniki kardiologii Uniwersytetu Medycznego.

Pani Barbara w środę wróciła do domu. Za pół roku ma się zgłosić na kontrolne badania. Ale jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Od piątku przeprowadzono w Łódzkiem już dziewięć takich operacji. Do dyżurujących ośrodków trafiali pacjenci z Łodzi, Zgierza, a nawet Głowna. Wszystkim w ciągu 24 godzin przeprowadzono operację - bo taka jest idea programu.

- Działamy jak emergency - mówi dr hab. med. Jerzy Krzysztof Wranicz z Regionalnego Centrum Chorób Serca im. Sterlinga w Łodzi. - W poniedziałek skończyliśmy operować dopiero o północy, ale udało nam się uratować kolejne dwie osoby - dodaje Wranicz.

Teraz przed najgorszym będą chronić ich specjalne urządzenia, których nie wszczepiono by w zwykłych szpitalach.

Tyle szczęścia nie miała Helena Stawicka, która leżała na szpitalnym łóżku obok pani Barbary. Przez długie kolejki, na operację musiała czekać od lipca. Dopiero w środę wszczepiono jej rozrusznik. - Ostatnie dwa miesiące były dla mnie koszmarem. Kilka razy straciłam przytomność, mimo to trudno było mi się dostać do specjalistycznej kliniki - opowiada 63-letnia pacjentka.

Na szybką pomoc bez kolejki pozwala wykonywanie operacji na ostrych dyżurach, jako przypadków zagrożenia życia. A za takie NFZ zobowiązał się zapłacić.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto