Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak się łamać, to nie w Skierniewicach

Agnieszka Kubik
fot. Agnieszka Kubik
Jacek Dobek mieszka w Kaliszu i w Skierniewicach, rodzinnym mieście, bywa okazjonalnie. Pech chciał, że jak był ostatnio, to złamał sobie rękę w nadgarstku. Udał się do szpitalnego oddziału ratunkowego (SOR) - i tu zaczęła się jego droga przez mękę.

- Najpierw usłyszałem, że muszę mieć skierowanie od lekarza rodzinnego - mówi. - Powiedziałem, że to nic nie da, bo i tak wrócę do SOR. Chyba przekonałem przyjmującą panią doktor, bo powiedziała: "Niech siada i czeka". - "Kto?" - zapytałem odruchowo, bo zdziwiła mnie ta bezosobowa forma. Usiadłem jednak i czekałem - w sumie 2,5 godziny. Po tym czasie pani doktor wezwała mnie do siebie. Usłyszałem: "Czego pan ode mnie oczekuje?" - opowiada dalej Jacek Dobek. - Jak to czego? - zdziwiłem się. 
Oczekiwałem, że ktoś mi zrobi prześwietlenie, bym wiedział, czy nadgarstek jest tylko zwichnięty czy jednak złamany. 
- "Niech idzie na rentgen, prosto i w prawo" - usłyszałem. - "A potem niech idzie na ortopedię..."


W przyszpitalnej przychodni ortopedycznej niewiele lepiej.
 - Podaję płytkę ze zdjęciem, a pielęgniarka pyta: "A nie wie, że komputer nie chodzi i płytki nie czyta? Trzeba wrócić po zdjęcie" - opowiada dalej.

- Wchodzę do gabinetu, a lekarz mówi: "Niech się pan pośpieszy, bo ja idę zaraz do drugiego ośrodka". Zdenerwowałem się. Jak to "pośpieszy"? Mam złamaną rękę w nadgarstku, a lekarz mówi, że ma kwadrans na założenie gipsu, bo się śpieszy do drugiej pracy? Co mi po takim pośpiesznym złożeniu kości? Za tydzień będę wracał z jeszcze większym bólem? - relacjonuje.

- Zapytałem, czy w grę wchodzi jedynie założenie gipsu tradycyjnego, czy może elastyczny, oczywiście gdybym pobiegł do apteki i kupił. Usłyszałem, że nie. Pytanie o wystawienie zwolnienia lekarskiego ostatecznie wyprowadziło z równowagi - powiedziałem, żeby dał spokój, podpisałem oświadczenie, że zrzekam się udzielenia mi pomocy i wyszedłem - kwituje. 


Pan Jacek pojechał ostatecznie do SOR w Grodzisku. Przyjął go skierniewicki lekarz ortopeda. 
- Jakbym znalazł się w innym świecie - opowiada pan Jacek. - Żadnych problemów, wszyscy uprzejmi, założono mi gips i po paru godzinach byłem w domu. Ręka dobrze się goi. 


To nie pierwsza interwencja dotycząca ortopedii. Niedawno jedna ze skierniewiczanek opowiadała nam perypetie swojego ojca, schorowanego starszego człowieka, będącego po operacji ortopedycznej, którego m. in. nie miał kto przetransportować na pierwszą wizytę kontrolną. Kobieta pukała do wielu drzwi i choć taki przejazd przysługiwał jej w ramach umów przychodni z NFZ, musiała wziąć transport prywatnie. 


Sęk w tym, że mówiąc "ortopedia" skierniewiczanie myślą o oddziale zlokalizowanym w budynku obok szpitala.


Mieszczą się tam jednak dwa odrębne podmioty: najpierw znajdujemy się w poradni ortopedycznej, a przechodząc za aluminiowe drzwi wchodzimy na oddział ortopedyczno-urazowy.

Poradnia należy do szpitala, natomiast oddział obsługują lekarze zatrudnieni przez firmę Sto-Med Kujawsko-Pomorska sp. z o.o. z Bydgoszczy, która wygrała przetarg w konkursie na usługi w zakresie ortopedii i traumatologii narządu ruchu skierniewickiego szpitala. Ten oddział stał się ostatnio "sławny" z powodu śmierci 89-letniej kobiety, którą karetka z Łodzi przewoziła kilkadziesiąt metrów dalej, na OIOM. 


Natomiast pan Jacek oraz skierniewiczanka, opisująca perypetie ojca, znaleźli się w przyszpitalnej poradni, gdzie przyjmowali lekarze zatrudnieni w szpitalu. 


- Mamy bardzo duże zastrzeżenia do działalności skierniewickiego SOR, gdzie panuje bałagan organizacyjny, a niektórzy lekarze w ogóle nie powinni tam pracować - mówi wprost dr Jacek Świątkiewicz, kierownik oddziału. - Problem zaczyna się już w izbie przyjęć, gdzie pacjent czeka po kilka godzin, aż ktoś go przyjmie. Jeśli jest to na przykład złamanie, to powinien mieć od razu podane środki przeciwbólowe, a uszkodzony narząd winien być unieruchomiony. Z SOR pacjent powinien wyjść już zdiagnozowany i z założonym gipsem - i albo być skierowany na kontrolę do poradni, jakiejkolwiek, i to za jakiś czas, albo na oddział na dalsze leczenie.

Czym ów bałagan jest spowodowany? - pyta. - W SOR w Grodzisku przyjmuje czterech lekarzy, w Skierniewicach dwóch - o ile jeden nie leczy właśnie w Nocnej i Świątecznej Pomocy Lekarskiej. 
Dr Świątkiewicz twierdzi, że zawirowania związane ze śmiercią 89-latki też były efektem owego bałaganu.

- Problemy z wewnątrzszpitalnym transportem miały miejsce kilka razy w ciągu tygodnia i zgłaszaliśmy je dyrekcji niejednokrotnie - dodaje lekarz. - Na piśmie przynajmniej z pięć razy, jednak odpowiedzi nie otrzymaliśmy żadnej. Uważam, że czas w tym szpitalu na zmiany i mówię to jako osoba nie związana z tutejszymi układami.


Dyrektor szpitala Dariusz Diks nie chciał ustosunkować się do podanych informacji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto