Dyskoteka szkodzi mieszkańcom ulicy Mszczonowskiej

Mieszkańcy są zgodni: latem, gdy okna muszą być uchylone, spać się nie da.

- Żeby jeszcze młodzi bawili się wewnątrz, to pół biedy - mówią (dane rozmówców do wiadomości redakcji). - Ale oni wychodzą na zewnątrz. Tam piją alkohol, śpiewają, krzyczą, piszczą, wydzierają się. Młodzież musi się wyszaleć, ale dlaczego naszym kosztem?

Inna mieszkanka ma malutkie dziecko. - Mała budzi mi się nawet kilka razy w nocy od tych hałasów - dodaje. - No, ale co mam zrobić? - rozkłada bezradnie ręce.

Lokatorzy twierdzą też, że czują się osamotnieni w walce z hałasem - policja nie interweniuje jak należy, w nosie ma ich również miasto ("jak zresztą mogło wydać pozwolenie na prowadzenie dyskoteki pod oknami bloków"?! - pytają). Rozeźliła ich "szczekaczka", która jeździła ulicami miasta w ubiegły piątek. "Dziękujemy mieszkańcom ulicy Mszczonowskiej za darmową reklamę naszej dyskoteki" - można było usłyszeć. - To była zwykła bezczelność - mówią.

Policja przyznaje, że telefonów od zdenerwowanych ludzi z ulicy Mszczonowskiej ma w weekendy sporo. - W nocy z 16 na 17 lipca były trzy, wcześniej były w sumie dwa - wylicza Artur Bisingier, rzecznik policji. - Za każdym razem chodziło o zakłócanie ciszy nocnej. Policjanci pouczyli właściciela, że muzyka powinna grać ciszej.

Miasto nic do dyskoteki nie ma. Zakładając działalność gospodarczą zainteresowany wpisuje w odpowiednią rubrykę "działalność rozrywkowa i rekreacyjna", co jest szerokim pojęciem. Urzędnicy nie mogą o nic dopytywać, gdyż tak stanowi ustawa o swobodzie działalności gospodarczej. Gdy właściciel występuje o koncesję na alkohol, miasto, jeśli tylko posiada wolne limity, też nie może odmówić. - No właśnie, administracje dają pozwolenia na to, czy tamto, a potem ludzie piszą skargi do nas, jak do ostatniej deski ratunku - stwierdza Jacek Myśliński, szef skierniewickiej delegatury Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Tyle, że my też niewiele możemy pomóc. Nawet jeśli będziemy chcieli zmierzyć poziom hałasu to, zgodnie z ustawą, musimy uprzedzić właściciela o zamiarze kontroli. Wynik jest przewidywalny.

Do Mariusza Dziudy, przewodniczącego rady miasta też docierały sygnały od zbulwersowanych dyskoteką mieszkańców. - Widzę jedno rozwiązanie: wzmożenie działania patroli policyjnych, za które przecież miasto płaci - podkreśla. - Gdyby policjanci kręcili się pod dyskoteką, byłoby ciszej - rzuca pomysł.

Ale może jest i inne rozwiązanie, które proponuje sam współwłaściciel dyskoteki, Michał Hanuszkiewicz. - Robimy, co w naszej mocy, by muzyka nie była za głośna, a towarzystwo zbyt hałaśliwe - zapewnia. - Ochrona pilnuje parkingu na zewnątrz, mamy też swój monitoring. Dbamy, aby drzwi były zamknięte, ale czasem trudno upilnować ludzi, którzy chcą wyjść na zewnątrz i tam porozmawiać. Do mnie żadne skargi nie dotarły - policja twierdzi, że muzyka nie jest głośna, a z mieszkańców nikt do mnie nie przyszedł. A ja jestem otwarty - zapraszam na kawę, usiądziemy, porozmawiamy i ustalimy kompromisy.