Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chcesz powędkować? Najpierw przeczytaj 123 strony! - czyli ciąg dalszy dyskusji nt. jednego z naszych ulubionych sportów

Czytelnik
arch.polskapress
Piszę do Was, bo uważam, że należy rozszerzyć temat opisany w kolumnie „List czytelnika” w ITS z dn. 11 stycznia 2019 pt. „Rozterki 70-letniego wędkarza”. Sam jestem wędkarzem od 1980 roku, tj. od 39 lat, i w praktyce obserwowałem, jak zmieniał się regulamin Polskiego Związku Wędkarskiego (PZW) i warunki wędkowania.

Aby to ująć jednym zdaniem, można napisać tak: systematycznie rosną składki roczne, obszary, na których można łowić się kurczą, ryb w wodach coraz mniej, przepisy są coraz bardziej restrykcyjne i absurdalne, a uprzywilejowanych i zarządzających coraz więcej.

W tym roku opłata roczna znów podrożała o kilka złotych i wynosi teraz 210 złotych dla dorosłego wędkarza na wody danego okręgu. Wody, na których można łowić, są opisane w „ Zezwoleniu na amatorski połów ryb” i wraz z obowiązującym rejestrem złowionych ryb, tworzą książeczkę, która ma 43 strony!

Okręgi, do których należą te wody, to m.in. tak odległe tereny jak: Białystok, Lublin, Tarnobrzeg, Biała Podlaska czy Chełm, a brak jest sąsiadujących z nami, np. Piotrkowa Trybunalskiego, Tomaszowa Mazowieckiego, Łodzi czy Warszawy.

Tym samym, co roku będąc w okolicy Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy, muszę dopłacać 20 złotych za 2-dniowe zezwolenie.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego kiedyś jedna karta i jedno zezwolenie mogło obowiązywać na cały kraj, a teraz tak jesteśmy podzieleni, że jest to niemożliwe? Oczywiście zasady połowu w każdym okręgu wód dozwolonych są inne i mamy dodatek w postaci następnej książeczki, liczącej 31 stron!

Do tego dochodzi „ Regulamin Amatorskiego Połowu Ryb” - następne 31 stron!

I kolejna obowiązująca wędkarza książeczka to legitymacja członkowska - 16 stron i osobna karta wędkarska - 2 strony.
Razem mamy nad wodą 123- stronicowy album książeczek, małych co prawda rozmiarów, ale literki też są małe, więc trzeba nosić okulary i koniecznie długopis, bo każda złowiona rybka musi być zaraz po złowieniu i przed umieszczeniem w siatce (koniecznie według przepisów rozpiętej na sztywnych obręczach) opisana, tj. zmierzona i zważona.

Czyli nosimy ze sobą centymetr, wagę i siatkę koniecznie z obręczami. Jak się z tym zaszyć w trzcinach, jak operować sprzętem i rejestrować ryby, stojąc po pas w wodzie? Jak nie spłoszyć ryb i utrzymać brania na łowisku? Gdzie przyjemność z wędkowania?
Do niedawna można było wypisać łowisko przed pójściem na ryby, a same ryby wpisać na spokojnie do rejestru po powrocie. Teraz nie! A ryba ma dobre brania czasami kilka minut w ciągu dnia, więc traci się szansę na złowienie ryby, bo mamy biurokrację związkową.

Czasami mam wrażenie, że ten, kto to wymyśla, nigdy żadnej ryby nie złowił, tylko zjada tłustą wieprzowinę i mu się cholesterol na mózg rzucił.

Człowiek zachodzi w głowę, jak ciągle można mnożyć tak nieżyciowe przepisy, że w końcu co roku trzeba wyciąć niemały las, by je dla każdego wędkarza wydrukować, a po przejechaniu przez wędkarza 100 km i tak obowiązują inne zasady, a efektów tej coraz bardziej restrykcyjnej polityki nie widać.

Nie widać też efektów zarybiania, za które płaci się co roku w składce.

Za to rozrasta się co roku biurokracja, lista zarządzających wodami, którzy nie mogą się porozumieć co do wspólnej opłaty, którzy wymyślają swoje coraz bardziej wyszukane przepisy i zakazy, inne wymiary ochronne i limity ilościowe.
Moje odczucie jest takie, że płacimy za święte krowy siedzące w zarządach lub dzierżące stanowiska funkcyjne, nie zaś za rzeczywistą planową gospodarkę wodami i rybostanem.

Ludzie, idźcie po rozum do głowy! Przepisy powinny być dla ludzi, nie ludzie dla przepisów! Nie każdy jest na emeryturze i ma czas zbierać się na ryby pół dnia i pakować albumy statutów i regulaminów, siatki z obręczami i inny specjalistyczny sprzęt na wody różnych okręgów w promieniu 100 km.

Te wszystkie różnice to przykład jak w soczewce, jak Polacy nie mogą się w jednym kraju dogadać, jak potrafią komplikować coś, co może być proste i grabić maluczkich, by tym u żłobu było lepiej.

Czekam na jakiś cud, bo obecna sytuacja w głowie mi się nie mieści.

Proszę o opamiętanie Zarząd PZW i zjednoczenie! Przecież mówimy jednym językiem i mieszkamy w jednym kraju, w dorzeczu dwóch głównych rzek - Wisły i Odry, wpływających do jednego Morza Bałtyckiego.

Wiem, że to niełatwe, ale mimo różnego stanu ochrony ryb i wód myślę, że możliwe jest prowadzenie bardziej spójnej, prostej i życiowej gospodarki rybackiej. A zamiast wycinać tony drzew na drukowanie kolejnych regulaminów, można wykorzystać Internet, jak już to częściowo się dzieje. Z tej papierologii można zrezygnować.

Wystarczy karta wędkarska, a przepisy jeśli się ujednolici i uprości, można mieć w głowie. Ewentualnie wymiary i limity, jeśli będą jednolite jak kiedyś, zmieszczą się na kilku stronach!

Naprawdę, można to wszystko ułożyć tak, by starsi ludzi, dla których często wędkowanie to jedyna rozrywka, mogli swobodnie relaksować się nad wodą, a nie stresować!
Trochę więcej zaufania do ludzi i domniemania dobrej woli. Nie wszyscy nad wodą to przestępcy. Połamania kija, a nie głowy koledzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto