Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aleksander Beta, mistrz judo, ma na pasie napis "Jezus", wydał szczególną książkę ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Aleksander Beta, mistrz judo, ma na pasie napis "Jezus", wydał szczególną książkę
Aleksander Beta, mistrz judo, ma na pasie napis "Jezus", wydał szczególną książkę Archiwum prywatne Aleksandra Bety
Wywiad z łodzianinem Aleksandrem Betą, wielokrotnym mistrzem Polski, zwycięzcą Pucharu Świata i Europy w judo, a obecnie trenerem, wychowawcą dzieci i młodzieży w Szkole Pozytywnych Wojowników Beta Judo, który mówi o sobie, że dzięki Bogu jest szczęśliwym mężem i ojcem.

Wydaje pan książkę "Treningi ducha i ciała" - to szczególna pozycja na rynku wydawniczym, traktująca nie tylko o pańskiej przygodzie z wielkim sportem, ale także o wejście na wspólną ścieżkę z Panem Bogiem, mówiąc inaczej nawróceniu.

- Zgadza się. Książka jest zbiorem 20-letnich doświadczeń wyczynowego sportu, jak również drogi duchowej przemiany jaka zaszła w moim życiu. Przede wszystkim to połączenie rozwoju fizycznego z rozwojem duchowym. Tego czego sam poszukiwałem jako sportowiec. Nie chciałem by moje życie było jedynie gonitwą za kolejnym medalem, sukcesem, a chciałem odnaleźć w tym wszystkim głębszy sens.

Zacznijmy jednak od sportu, proszę pochwalić się swoimi sukcesami, a było ich niemało, że wymienię choćby dwa mistrzostwa Polski w judo. Gdzie, pod okiem jakiego trenera, rozpoczęła się pańska przygoda ze sportem?

- Sport jest nieodzownym elementem mojego życia. Ukształtował mój bojowy charakter. Jestem wielokrotnym mistrzem Polski w judo w różnych kategoriach wiekowych, jak również zwycięzcą Pucharu Świata i Pucharu Europy. Dziś wiem, że te medale choć cieszą, nie są najważniejsze. Przygodę z judo rozpocząłem w łódzkiej Gwardii pod okiem Trenera Nikoli Milanovica, a później Trenera Zbigniewa Pacholczyka.

Sukcesy były, ale rzucił pan zawodowy sport, wziął się za trenerkę, dlaczego taka decyzja?

- Długo by opowiadać, dlatego odsyłam do książki powiem tylko, że nigdy bym nie przypuszczał, że zostanę trenerem, ale Pan Bóg ma poczucie humoru i miał inny plan na moje życie. Aktualnie jestem trenerem i wychowawcą w Szkole Pozytywnych Wojowników - Beta Judo, gdzie staram przekazywać dzieciakom, młodzieży i dorosłym jak najwięcej dobrych wartości.

Napis "Jezus" na czarnym pasie, ktoś powie po co afiszować się z wiarą.

- Rzeczywiście, często dzieciaki pytają mnie "co takiego trener ma napisane na pasie?", a ja wtedy odpowiadam, że każdy ma swojego trenera, a więc i ja mam swojego, któremu na imię Jezus. Nie wolno mi zgubić tego co najważniejsze: miłości, pokory, szacunku do drugiego człowieka i ten pas właśnie o tym ma mi przypominać.

Ćwiczą u pana głównie dzieci?

- To prawda. Większość moich podopiecznych to dzieciaki i młodzież. Nie mogę nie wspomnieć jednak o prężnie rozwijającej się sekcji dla dorosłych. W naszej Szkole znajdzie się miejsce dla 4 latków jak i dla młodzieży 50+.

Przejdźmy do nawrócenia na drogę Kościoła. Proszę powiedzieć jak to się stało, co lub kto panem kierował, aby rzucić życie bez Boga i nagle zmienić wszystko. Do tego potrzebna jest nie tylko silna wola, jak ma to miejsce w przypadku wyjścia z nałogu, ale wiara, której przecież wcześniej pan nie miał.

- Powiedziałbym trochę inaczej wejście na drogę Boga, a Kościół bardzo mi w tym bardzo pomógł. Spotkałem na swojej drodze świetnych księży, którzy pokazali mi prawdziwy obraz Stwórcy, z którymi można było o wszystkim pogadać. Jednym z nich jest Ksiądz Dominik Chmielewski, z którym napisałem książkę "Trening ducha i ciała". Tam znajduje się moja obszerna historia nawrócenia. Kierowały mną przede wszystkim pragnienia, które miałam w sercu, silną wolę wypracowałem na treningach, a z kolei wiara rodziła się we mnie na skutek słuchania i spotykania ludzi, którzy żyją pełnią życia i mają Pana Boga na pierwszym miejscu.

Jak długo trwało, a może jeszcze trwa pańskie nawrócenie?

- Nie da się raz na zawsze nawrócić. To ciągły proces, nieustanna walka, zmaganie podobnie jak trening sztuk walki. Kiedyś myślałem, że wiara jest dla "lamusów", słabeuszy, dziś wiem, że trzeba mieć jaja, żeby pójść za Chrystusem. To droga ciągłego zapierania się siebie, wychodzenia z lenistwa, marazmu, wybierania dobra zamiast zła, każdego dnia. Łatwo nie jest, ale jest warto, bo za tą decyzją kryje się inne piękniejsze życie. Oddałbym wszystkie swoje medale za tych, którzy to czytają by doświadczyli kim tak naprawdę jest Pan Bóg, jak niesamowicie nas kocha, jak w nas wierzy, dopinguje nas i walczy o każdego do ostatniego dnia naszego ziemskiego życia.

Kto jest pańskim wzorem?

- Moim wzorem prawdziwego męstwa jest Jezus Chrystus. Od niego uczę się jak kochać moją Żonę i dzieci, jak być im wiernym, jak im służyć, szczególnie wtedy, gdy mi się po ludzku nie chce. Na ludziach możemy się zawieźć, bo każdy z nas jest słabym człowiekiem. Tak było z moimi ziemskimi idolami, na których się wzorowałem, czy to ze świata sportu czy biznesu. Okazało się, że choć w swojej dziedzinie mogą być najlepsi, to jednak nie zawsze żyją "po bożemu", często ich życie prywatne nie jest godne naśladowania.

Wróćmy do książki - zadedykował ją pan żonie i Matce Boskiej.

- Zgadza się. Maryja, bo to ona ujarzmiła mój waleczny charakter i uczyniła mnie swoim wojownikiem. Od kilku lat jestem we wspólnocie Wojowników Maryi, gdzie spotykam prawdziwych facetów z krwi i kości, o bardzo pogmatwanych historiach, którzy byli niekoniecznie grzeczni. Oddali się pod opiekę Matce Bożej, a później to już dzieją się cuda. Z kolei moja żona, bo jest najpiękniejszą damą mojego serca i najwierniejszą towarzyszką na ziemskim polu walki.

Taka postawa jaką pan obecnie reprezentuje nie jest dziś modna, niektórzy powiedzą, że to nawet takie pójście pod prąd.

- Pewnie tak, nie mniej jednak już dziś wiem, że to jedyna droga, którą warto w życiu iść. Tu jesteśmy tylko na chwilę, gonimy za pieniądzem, za marzeniami, za świecidełkami tego świata, a w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że to wszystko guzik warte i straciliśmy tylko czas i zdrowie. Najważniejsze jest to żebyśmy wszyscy spotkali się tam po drugiej stronie w Niebie, ale o to trzeba zawalczyć i właśnie niekiedy pójść pod prąd.

I jeszcze takie pytanie - jak jest ciężko, modli się pan. Jaka jest bliska panu modlitwa? Bywa pan na dniach skupienia, rekolekcjach, pielgrzymkach. Jeśli tak, to jak z nich wykorzystać to co najcenniejsze. Może konieczne są dialogi z duchownymi, najlepiej zaufanymi przyjaciółmi?

- Najbliższa mojemu sercu modlitwa to różaniec. Początkowo ta modlitwa kojarzyła mi się ze starszymi paniami, które klepią bezsensownie paciorki. Obecnie to dla mnie potężna broń w walce z egoizmem, lękiem, wątpliwościami. Nie ma tak trudnej sprawy, której nie rozwiązałby różaniec. Z tą modlitwą jest tak jak z trenowaniem sztuk walki. Początkowo to dla Ciebie dziwne, pokraczne ruchy, a z czasem po setkach i tysiącach prób stają się najskuteczniejszą techniką w walce. Podobnie różaniec - monotonia kolejnych "zdrowasiek" z czasem przeradza się w trening słuchania Boga i ciszy swojego serca, w którym zaczyna panować pokój.

Promocja wyjątkowej książki w najbliższą niedzielę w parafii św. brata Alberta Chmielowskiego, na łódzkim Widzewie po mszach świętych. Początek o godzinie 9.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Aleksander Beta, mistrz judo, ma na pasie napis "Jezus", wydał szczególną książkę ZDJĘCIA - łódzkie Nasze Miasto

Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto