Zawieszone zajęciach w WTZ-ach. W salach zimno jak w lodówce...

Całą sytuacją zaniepokojeni są rodzice osób, które korzystają z tych zajęć. W poniedziałek odwiedzili naszą redakcję prosząc o interwencję. Nie kryli swego wzburzenia.

- To nie pierwszy tego typu przypadek, że zmuszeni jesteśmy zabrać naszych najbliższych, bo w salach jest tak zimno, że nie da się wytrzymać - mówi matka jednej z osób niepełnosprawnych. - W piątek było zaledwie 10 stopni, a ponieważ w poniedziałek nic się nie zmieniło, dzieci zostały w domach. Dwa tygodnie temu było podobnie, sytuacja się więc powtarza. Dzieci przebywając w takich warunkach częściej chorują, a koszty późniejszego leczenia są bardzo duże.

Krystyna Jaros, kierowniczka WTZ, całą sytuację tłumaczy awarią. - Odpowiednie służby próbują ją zlokalizować - mówi. - Na razie tej usterki szukają w sieci. Jak ją zlokalizują, to wezmą się za naprawę. Z tego co mi wiadomo, woda nie dochodzi do pieca. Rury już są stare, przez to bardziej awaryjne - wyjaśnia kierowniczka WTZ.
Dodaje, że problemy z ogrzewaniem pojawiły się jak odeszła firma Astaldi. Kiedy tu działała pracowały dwa piece, teraz czynny jest jeden.

- Jeden piec został wyłączony, bo nie było sensu ogrzewać pustostanu - wyjaśnia Andrzej Więckowski, dyr. Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. - Ale w pomieszczeniach wykorzystywanych przez WTZ musi być ciepło. Nawet jeśli przez oszczędności ten jeden piec jest wygaszany na weekend, to nie może być takiej sytuacji, żeby w każdy poniedziałek było zimno. Problemem zainteresowałem już dyrektora MDK i członka zarządu powiatu odpowiedzialnego za te sprawy. Praca w warsztatach jak najszybciej musi wrócić do normy - dodaje szef PCPR.