– Pamiętam ten przypadek – mówi dr Dariusz Diks, dyrektor ds. medycznych skierniewickiego szpitala. – Miał on miejsce w godzinach popołudniowych, trwała wówczas potężna ulewa i reanimacja odbywała się w bardzo trudnych warunkach. Najpierw prowadzono ją w miejscu zdarzenia (czyli na szpitalnym podwórku - przy. red.)), później w izbie przyjęć. Niestety, tej kobiety nie udało się uratować – wyjaśnia dyrektor.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, 31 marca kobieta z silnymi bólami w klatce piersiowej próbowała dostać się do szpitala. Nie rozmawiała z lekarzami, bo nie miała skierowania. Podobno pracownik działu gospodarczego doradził, aby postarała się o skierowanie. Pani Grażyna poszła do Nocnej Pomocy Lekarskiej i dostała skierowanie. Było już z nią jednak na tyle źle, że przez szpitalne podwórko szła w towarzystwie pielęgniarki.
Nagle straciła przytomność i upadła. Reanimacja nie powiodła się.
Dr Diks podkreśla, że choć to zdarzenie miało miejsce na terenie szpitala, to jednak nie wie, kto ponosi za nie winę. – Wszystko, co się dzieje w pobliżu budynków szpitalnych jest od razu utożsamiane ze strukturą szpitala. W tym przypadku nasi pracownicy nie ponoszą winy za śmierć tej kobiety, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by ją uratować. Ta pani nie została ona odesłana z izby, ponieważ nie zgłosiła się pierwotnie do nas – podkreśla.
Prokuratura nie zna sprawy. – Nie otrzymaliśmy do tej pory żadnego zawiadomienia w tej sprawie, choć nie wykluczam, że może jeszcze wpłynąć – mówi Lidia Zarzycka-Rzepka, szefowa Prokuratury Rejonowej w Skierniewicach.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?